Kiedyś diler narkotyków spławiał małolata: zajmij się samochodzikami. Teraz na terapię trafiają wyniszczone, zdewastowane psychicznie 13-latki.
Najpierw w PRL uczynił tematem publicznym wielkie tabu: że w kraju jest narkomania. Był także charyzmatycznym terapeutą i genialnym organizatorem. Żył dobrze z każdą władzą, choć się do niej przesadnie nie wdzięczył, i nie najlepiej z Kościołem, bo nie chciał kościelnych auspicjów.
Właścicielka działki na warszawskich Siekierkach Franciszka Szklarska, starsza schorowana pani, dała sobie radę z całym magistratem – na wiele miesięcy zablokowała budowę Trasy Siekierkowskiej, najważniejszej stołecznej magistrali. Rolnicy protestujący przeciwko rurociągowi jamalskiemu prawie spowodowali krach inwestycji niewyobrażalnie śrubując ceny za swoje działki. Mieszkańcy Osetnicy, nawet przekupywani wodociągiem i rozbudową sieci telekomunikacyjnej, nie zgadzali się na budowę spalarni mającej służyć połowie województwa. Kiedy runął maszt radiowy w Konstantynowie, mieszkańcy zablokowali budowę nowego. Do ich protestu przyłączyli się astronomowie, twierdząc, że maszt utrudni badania. Mieszkańcy warszawskiego Ursynowa nie chcą autostrady Moskwa–Berlin. Społeczność pewnej wioski na Lubelszczyźnie domagała się utrzymania nierentownego przystanku kolejowego. Tory zablokowano, przystanek się ostał. Naród poczuł swoją moc. Krzyczy, zakłada komitety, blokuje, protestuje. Ma rację, czy jej nie ma – nieważne. Byle było głośno i masowo, wtedy przeważnie postawi na swoim. To z kolei – lawinowo – zachęca następnych. Tak demokracja protestu zamienia się w dyktaturę.