Michał Moskal, 26-letni bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego, zyskuje na znaczeniu. Ma przyciągnąć do PiS młodych.
Młodzi to od zawsze łakomy kąsek w polityce. Są najlepszym orężem w walce z przeciwnikami. Ale mogą też stać się narzędziem groźnym. Tak dla życia publicznego, jak swoich mocodawców.
Mają po dwadzieścia kilka lat. Są politologami, prawnikami, ekonomistami. Zaprogramowani na sukces. U boku starych wyjadaczy cichcem rośnie nowa klasa polityczna. Ale aby zająć miejsce patronów, młodzi muszą jednak najpierw im wiernie służyć. I czekać na swoją szansę.
Kariera 33-letniego dziś Pawła Piskorskiego – również finansowa – jest dla nich wzorem. Mają niewiele ponad dwadzieścia lat, ukończone prawo, marketing czy nauki polityczne w najlepszych uczelniach kraju, doskonałą znajomość języków, gotowość podejmowania wyzwań. Jeszcze kilka lat temu takie predyspozycje gwarantowałyby im natychmiastowe znalezienie pracy i zawrotne tempo awansu. Dziś nie gwarantują niczego. Po trosze więc dla kariery, a po trosze z chęci posiadania wpływów i pieniędzy młodzi rozpoczynają swój wielki romans z polityką. Coraz rzadziej rzucają się w jej objęcia z miłości. Zawierają z nią swoisty kontrakt małżeński: w zamian za spełnienie oczekiwań dają jej swoje młode twarze, energię i świeżość. Nikt tu nie przyrzeka nikomu wierności. Czasami po kilku latach przychodzi prawdziwe zaangażowanie – młodzi nie mogą już żyć bez polityki, szukają metod utrzymania się w tym związku, wyeliminowania konkurentów. Kampania wyborcza da wielu z nich szansę, aby zadomowić się na politycznej scenie.