Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz podjął w piątek decyzję o likwidacji podkomisji smoleńskiej oraz cofnął jej członkom upoważnienia i pełnomocnictwa. MON zapowiedziało też powołanie specjalnego zespołu, który zajmie się analizą każdego aspektu działalności zlikwidowanej podkomisji.
W ciągu kilkudziesięciu godzin skończy się kariera Mariusza Błaszczaka jako szefa MON. Pełnił ten urząd najdłużej ze wszystkich ministrów obrony III RP i co najmniej z tego powodu zasługuje na raport, choćby cząstkowy. Wraz z pytaniami, na które wciąż nie znamy odpowiedzi.
Na odchodne Mariusz Błaszczak dołożył grubą teczkę do audytu decyzji MON z ostatnich lat. Zamówił z Korei Południowej kolejne ponad 150 haubic bez ich produkcji w Polsce i przy rosnących znakach zapytania nad naszymi Krabami. Czy mamy aferę?
Obrona pozostanie kluczowym obszarem polityki, co nie znaczy, że politykom nadal wszędzie będą asystować żołnierze. Władysław Kosiniak-Kamysz w sprawach wojska jest dość zielony, ale patrząc na historię resortu, trudno z tego czynić zarzut. Czy cokolwiek zmieni się w zbrojeniach?
Czy za 3 proc. przewidywanych funduszy da się utrzymać sprawność używanych amerykańskich czołgów? Przed takim pytaniem stoją właśnie wojskowi logistycy po zderzeniu potrzeb z zaplanowanym przez PiS budżetem na przyszły rok. W tej części ma on być ponad dziesięć razy mniejszy w stosunku do opracowanego przez wojsko planu.
Polska potrzebuje wojska silnego, a nie papierowego.
Obrona powietrzna to od dekady formalny priorytet modernizacji wojska i budowy jego nowych zdolności. I przez przynajmniej kolejną dekadę musi nim pozostać, o ile chcemy zbudować nowoczesny system.
Fani Mariusza Błaszczaka już straszą kontraktami do anulowania i jednostkami do likwidacji. Przy czym chodzi głównie o kontrakty, które dopiero kiedyś miały być podpisane, i jednostki, które powstały przez postawienie na pustym placu mikrofonu do kolejnego przemówienia ministra z wojskiem w tle.
Dlaczego odeszli i dlaczego teraz? Początkowy szok wśród komentujących sprawy obronne byłych wojskowych zastąpiła refleksja, że dymisje były kwestią czasu. O tym, że iskrzy między MON a szefem sztabu i dowódcą operacyjnym, wiadomo było od dawna, nawet przed incydentem z rosyjskim pociskiem odnalezionym pod Bydgoszczą.
Wojsko to przetrwa i się zaadaptuje, ale warunki ulegną pogorszeniu. Warto pamiętać, że PiS ma na koncie trzeciego szefa sztabu, który nie zdzierżył.