Kończy się rok szkolny, w którym minister edukacji Roman Giertych walczył o najwyższą notę za aktywność. Ale wrażenie było takie, jakby cierpiał na nadpobudliwość, dezorganizując życie w klasie.
Z prof. Januszem Czapińskim o niespodziewanych konsekwencjach poczynań ministra edukacji Romana Giertycha w polskich szkołach i o tym, jak wybrnąć z tego bigosu – rozmawia Jacek Żakowski
Program „Zero tolerancji” był potrzebny Romanowi Giertychowi jako popis przed wyborami. Czy przywracanie spokoju jego metodą, czyli „Pax Romana”, jest potrzebne polskiej szkole?
Minister Giertych włączył się w trwający od dawna spór o kanon polskiej literatury narodowej, opowiadając się po stronie Sienkiewicza, a przeciw Gombrowiczowi. Ale minister, chcąc zaszkodzić Gombrowiczowi, wyświadcza mu mimowolnie przysługę.
Skończył się rok szkolny, podczas którego nie rozwiązano żadnego poważnego problemu polskiej edukacji. Strawiono go na czczych obietnicach i wielkich, pustych słowach.
Myliłby się ktoś, kto by sądził, że projekt Narodowego Instytutu Wychowania jest realizacją jakichś poważnych pomysłów wychowawczych. Cele, które mu wyznaczono, są bowiem tak wzniosłe, tak dęte, że – nie zawaham się napisać – nie o wychowanie tu chodzi, lecz o pieniądze.
PiS, LPR i Samoobrona biorą się za wychowywanie. W pakcie stabilizacyjnym partie uzgodniły, że odpowiedzią na kryzys wychowawczy, niedostatek patriotyzmu i brak autorytetów dla dzieci i młodzieży będzie Narodowy Instytut Wychowania (NIW). Atmosferę podgrzewa zapowiedź MEiN, że ocena z zachowania będzie brana pod uwagę przy promocji ucznia do następnej klasy.