Zapowiedź wicepremiera Marka Belki, że wszystkie ulgi mieszkaniowe (poza remontową) zostaną zlikwidowane, napędza klientów spółdzielniom, deweloperom, kasom mieszkaniowym. Pospieszne wykorzystanie obecnej ulgi oznacza jednak utratę prawa do nowego, zapowiadanego odliczenia podatkowego. Czy warto na nie poczekać?
Spór o czynsze w prywatnych kamienicach z kwaterunkowymi lokatorami zakończył się na razie przegraną właścicieli – znaczniejsze podwyżki są niemożliwe. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, do którego stowarzyszenia właścicieli zaskarżyły przepisy ograniczające te podwyżki, spór prawdopodobnie odżyje. Na razie kamienicznicy wykorzystują swoją nową broń: wypowiadają lokatorom najem z trzyletnim wyprzedzeniem.
Parlament, który przez trzy lata niewiele uwagi poświęcał sprawom mieszkaniowym, w końcówce kadencji odrabia zaległości. Od kilku miesięcy trwa urodzaj na poprawianie przepisów mieszkaniowych. W gorączce przedwyborczej kończy się to często psuciem prawa: lista knotów legislacyjnych wyraźnie się ostatnio wydłużyła.
Parlament zadbał o lokatorów: ustawa, która weszła w życie 10 lipca, radykalnie ogranicza podwyżki czynszów i prawie uniemożliwia eksmitowanie osób niepłacących za mieszkanie. Koszty tej ochrony lokatorów obciążą właścicieli mieszkań. Zrzeszenia właścicieli nieruchomości zaskarżyły już ustawę do Trybunału Konstytucyjnego.
W ofertach sprzedaży mieszkań można dziś przebierać: w największych miastach na kupującego lokal z drugiej ręki czeka ich średnio 12. Na amatora nowego mieszkania przypada przeciętnie 6–7 propozycji deweloperów i spółdzielni. W wielu nowo zbudowanych biurowcach wynajęto zaledwie połowę powierzchni. Rozpędzone koło inwestycyjne kręci się jednak nadal: w tym roku wyniki budownictwa mają być rekordowe.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 29 maja przekreślił nadzieje spółdzielców, że staną się właścicielami mieszkań lokatorskich za 3 proc. ich rynkowej ceny. Bez tego przywileju za prawo własności trzeba będzie zapłacić znacznie więcej niż poprzednio za własnościowe prawo do mieszkania. Czasem kilkakrotnie więcej. Co stanowi zaskakujący finał zapowiedzianego uwłaszczenia spółdzielców za niewielkie pieniądze.
Budownictwo mieszkaniowe od dawna nie miało tak dobrych wyników (w minionym kwartale oddano do użytku o 43 proc. więcej mieszkań niż rok temu) i równie kiepskich perspektyw. Mieszkania sprzedają się coraz gorzej, przybywa pustostanów. Słabnący popyt mają ożywić uchwalone przez Sejm 26 kwietnia br. dopłaty do oprocentowania kredytów mieszkaniowych. To jednak wydaje się mało prawdopodobne.
Weszła w życie ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych, zapowiadana jako małe uwłaszczenie. Od 24 kwietnia mieszkanie lokatorskie można wykupić za 3 proc. rynkowej ceny (łącznie z towarzyszącymi opłatami za 5–6 proc.), a spółdzielcze prawo własnościowe łatwiej jest przekształcić w pełną własność. Żeby z tych możliwości skorzystać, trzeba będzie jednak poczekać rok, dwa, a czasem dłużej.
Zaczyna się małe uwłaszczenie: lokatorzy budynków zakładowych mogą wykupić mieszkania nawet za 5 proc. rynkowej ceny (jeśli przysługuje im maksymalna bonifikata). Także mieszkania komunalne sprzedawane są coraz taniej, w niektórych miastach za 10 proc. ceny rynkowej. Prywatyzacji nie poddaje się tylko administracja domów. A to często oznacza, że działa bezprawnie.