Najwięcej tropów prowadzi na Białoruś, co wcale nie znaczy, że to jedna ze wschodnich służb była inicjatorem działań, które doprowadziły do wycieku. Choć raczej na pewno któraś z nich była zaangażowana w ich publikację.
Kukiz tak śpiewał w 2003 r.: „Jest Ojczyzna, Honor, Bóg. I życzliwość tutaj jest, pewność jutrzejszego dnia. Powiedz tylko: gdzie tak jest?”. Wygląda na to, że po 18 latach wreszcie znalazł to, za czym tak tęsknił.
Toczy się i nabiera ciężaru afera mailowa, którą władza chce przykryć łatką rosyjskiej napaści. Ale to urzędnicy PiS niekompetencją i lekceważeniem reguł mogli zaatakować sami siebie i całe państwo.
Od dwóch tygodni maile ze skrzynki szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka publikowane są w znanym komunikatorze internetowym. Nie wiemy, kto udostępnia materiały ani kiedy może przestać to robić.
Korzystanie przez wysokich urzędników z prywatnych skrzynek mailowych jest w polityce zjawiskiem wciąż powszechnym. Nie zawsze wiąże się z konsekwencjami – ale gdy już nastąpią, bywają tragiczne dla ich karier.
Kto może stać za włamaniem na skrzynkę mailową ministra Michała Dworczyka? Jak służby powinny wyjaśnić tę sprawę? Rozmowa z Wojciechem Przybylskim z Visegrad Insight.
To, co robi rząd, utajniając obrady Sejmu w sytuacji kryzysu bezpieczeństwa państwa i własnego wizerunku, jest nie do zaakceptowania. Posłowie opozycji nie powinni się temu podporządkować, mimo że grożą im konsekwencje.
Są dwa powody, by opinia publiczna jak najszybciej dowiedziała się czegoś więcej o ataku hakerskim na prywatne konto szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka.
Szef KPRM Michał Dworczyk potwierdził, że padł ofiarą ataku hakerskiego. Dokumenty polskiego rządu trafiły do zasobów komunikatora społecznościowego Telegram.