Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej jeszcze niedawno zarzekał się, że niczego nie trzeba zmieniać, gdyż matura według formuły 2023 sprawdziła się idealnie. Teraz okazuje się, że potrzebne są fundamentalne zmiany.
Od lat uważam, że matura sama w sobie do niczego nie jest potrzebna. Kiedyś nasunęło mi się skojarzenie, że to rytuał podobny do bierzmowania – mówi prof. Krzysztof Konarzewski, pedagog i były dykretor CKE.
Oczekiwany poziom zdawalności jest decyzją polityczną, na podstawie której odpowiednio konstruuje się testy. Czy kogoś jeszcze dziwi imponujące 95 proc. sukcesów pierwszej matury Zalewskiej i Czarnka?
Co by się stało, gdyby wszyscy uczniowie wystąpili o ponowne sprawdzenie pracy, nie tylko ci, którzy nie zdali lub mają niskie wyniki? – zastanawia się Paweł Lęcki, znany polonista, m.in. po głośnej sprawie maturzystki z Lublina.
Od września naukę w liceach, technikach i szkołach branżowych zacznie rekordowe 1,8 mln młodych ludzi – najwięcej od 20 lat. Przebieg ich rekrutacji jasno pokazuje, że polskie władze oświatowe nie interesują się losem nastolatków z tego tłumu.
O pozornym sukcesie pisowskiej reformy oświaty jeszcze bardziej świadczą wyniki egzaminu ósmoklasistów.
Gdyby na rozszerzeniach obowiązywał próg 30 proc., mielibyśmy egzaminacyjną katastrofę, a nie sukces. Tu nawet zero zalicza. Najbardziej przy tym dziwią wyniki matur z historii. Przedmiot niezwykle hołubiony przez PiS, oczko w głowie ministra Czarnka, a szału nie ma.
Jedynym zmartwieniem uczniów, którzy wybrali polski rozszerzony, był strach, że CKE połapie się, iż egzamin jest bardzo łatwy, i na ostatnią chwilę coś zmieni. Nie wiem, jak wytłumaczę się dyrekcji z wyników. Czy wystarczy powiedzieć, że taką mamy maturę?
Po trzech latach przerwy wróciły ustne egzaminy z języka polskiego i obcego, najczęściej angielskiego. Angielski maturzyści akceptują. Sprawdza umiejętność mówienia w obcym języku, a to ma sens. Natomiast żadnego sensu uczniowie nie widzą w maturze ustnej z języka polskiego. Po co to komu?
PiS podchodzi do matury jak do egzaminu, który ma znaczenie tylko o tyle, że może pomóc (albo zaszkodzić) partii rządzącej w wyborczej kampanii.