5 listopada dokładnie o tej samej godzinie w 70 krajach na ekrany wejdzie film „Matrix – Rewolucje”. Takich globalnych premier jest coraz więcej. Nadają dziełom rangę, a nam miłe poczucie, że jesteśmy obywatelami świata.
Druga część „Matriksa” podtrzymuje pytanie wywołane przez część pierwszą – co spowodowało, że film, przyznajmy szczerze: nudny i banalny, zyskał status produkcji kultowej i stał się megahitem?
Po czterech latach od premiery głośnego „Matrixa” wchodzi na ekrany druga część trylogii braci Wachowskich. Sequel z pewnością przebije komercyjny sukces pierwszej części. Trudno jednak nazwać go intelektualną prowokacją, za co z kolei chwalono tamten film. „Matrix Reaktywacje” zdecydowanie lepiej wypada jako cyrkowe widowisko niż ostrzeżenie przed światem cyfrowej technologii.
Zastanawia mnie zawsze, że najtrafniejsze diagnozy ducha czasu daje nie specjalistyczna literatura filozoficzna, nie tzw. literatura wysoka, ale ta popularna, skierowana do szerokiego odbiorcy. Nie wiem, jak to się dzieje. Nie sądzę, żeby było to świadome. Wyobrażenie kultury masowej jako czegoś w rodzaju zbiorowego przeczuwania robi jednak na mnie wrażenie.