Zatopienie krążownika „Blücher” w pierwszych godzinach inwazji na Norwegię było spektakularną, choć nieco zapomnianą, porażką Kriegsmarine.
System detekcji rosyjskich okrętów podwodnych prawdopodobnie zarejestrował zmiażdżenie „Titana”. Północny Atlantyk był i nadal jest obszarem podwyższonej czujności, wyposażonym w szczególne urządzenia. W całym nieszczęściu, jakie spotkało załogę batyskafu, ten system zadziałał prawidłowo.
Rosjanie przypuszczalnie zajmą Sołedar. Na szczęście nieco zelżały ataki rakietami skrzydlatymi na infrastrukturę krytyczną. Dałoby się zmniejszyć ich intensywność, gdyby Ukraina miała flotę wojenną o określonych możliwościach bojowych. Z polską nie jest lepiej.
Wicepremier Mariusz Błaszczak polecił szefowi sztabu generalnego opracowanie nowych rekomendacji dotyczących obrony Bałtyku. Czy poza politycznym piarem chodzi w końcu o realne inwestycje w zaniedbane siły morskie? Na razie dominacja „lądu” i „powietrza” w zakupach broni trwa w najlepsze.
Na brytyjskim transatlantyku „Laconia” zginęło więcej ludzi niż w katastrofie „Titanica”. Zatopił go niemiecki U-Boot we wrześniu 1942 r.
Rząd za 2 mld z wąskiego półwyspu zrobił wyspę, częściowo pod hasłem wzmocnienia zdolności obronnych. Co czeka Marynarkę Wojenną i resztę sił zbrojnych w tych warunkach? Zabezpieczenie i ochrona wschodniej części mierzei będzie wyzwaniem nowym, o innym wymiarze.
Chyba po raz pierwszy w tej wojnie Ukraina odzyskała teren, a Rosja nie zajęła kompletnie nic, nie licząc kilometrowego odcinka drogi Izium–Słowiańsk. Nie bardzo idzie jej nawet na morzu, choć Ukraina praktycznie nie ma floty.
Na lądzie trwają ostrzały nękające i rozpoznanie bojem. Ile Rosjanom zajmie przerzut wojsk na nowe kierunki działania, Bóg raczy wiedzieć. Za to strata krążownika rakietowego „Moskwa” to coś absolutnie niesamowitego.
Okazuje się, że poranny wybuch rosyjskiego okrętu desantowego w Berdiańsku wcale nie był spowodowany atakiem ukraińskiej rakiety Toczka-U. Okręt wyleciał w powietrze z powodu niedbalstwa załogi, co we flocie Rosji jest normą.
Gospodarce i ludności Wielkiej Brytanii groziło zagłodzenie. Ale, jak to w dobrej opowieści, pojawił się bohater: 16-latek z North Shields, niewielkiego, nadmorskiego miasta w północno-wschodniej Anglii.