„Co to był za rok! W historii Polski zapisze się jako czas przełomu. Chcę wam za ten rok bardzo podziękować. Był trudny, pełen wielkich emocji, sporów, ale też obywatelskiego przebudzenia i triumfu demokracji” – mówił premier Donald Tusk w pierwszym orędziu transmitowanym – co trudno byłoby sobie wyobrazić przez ostatnie osiem lat – także w TVP1.
Piosenka Chłopców z Placu Broni stała się w ciągu ostatnich ośmiu lat nieodzownym elementem antypisowskich manifestacji. A z czasem politycznym hymnem.
Z marszu trzeba iść na wybory, a wcześniej przekonywać wahających się, każdego/każdą. Bo 15 października milion musi się zmienić w dziesięć.
Niedzielny marsz miał zmobilizować sympatyków opozycji do udziału w wyborach. Ale przede wszystkim dać im wiarę w zwycięstwo. No i chyba się udało.
Niech ten marsz milionów serc będzie jak żagiel, pod którym popłyniemy w ważną podróż. Może najważniejszą?
„Wiadomości” TVP to jakiś obłędny przekładaniec wściekłej nienawiści do Donalda Tuska i bezprzykładnego wazeliniarstwa, niepudrowanej, chamskiej agitki partyjnej, jakiej nie znaliśmy nawet w PRL. Tak kończą dyktatury. Śmiesznie i strasznie.
Prawidła politycznego marketingu mówią, że na wybrzmienie jakiegoś politycznego zdarzenia i dotarcie do odbiorców w masowej skali trzeba właśnie około dwóch tygodni. W obozie władzy widać już dużą nerwowość, niepewność, co objawia się coraz większą agresją. Mieliśmy starcie premierów, Morawieckiego i Tuska, i tak już może być do końca kampanii.
4 czerwca było w Warszawie na marszu pół miliona ludzi, 1 października dwa razy więcej. To dobry znak. Polska kontra PiS, o tym będą wybory za dwa tygodnie. Tusk obnażał, jak cały dzisiejszy marsz, kłamstwo pisowskiej propagandy, że obóz demokratyczny ma „puste serca”.
Wraz ze zbliżającymi się wyborami w zagranicznych mediach zainteresowanie Polską wyraźnie rośnie. Relacje z Marszu Miliona Serc koncentrowały się głównie na ogromnym entuzjazmie jego uczestników.