Malkee przez trzy lata szedł pieszo i jechał autostopem z Indii do Maroka. Ledwie udało mu się przejść Saharę. Nielegalnie przekroczył granicę hiszpańskiej Melilli i teraz czeka na status uchodźcy. Lub deportację, która jest dla niego jak wyrok.
W tym roku mija 50 lat od uzyskania przez Maroko niepodległości. Mija też 30 lat od proklamowania Saharyjskiej Arabskiej Republiki Demokratycznej. Oba państwa łączy sąsiedztwo i wspólna historia. Dzieli mur.
Mało brakowało, a mikroskopijna niezamieszkana wysepka Perejil (Pietruszka), położona 200 metrów od wybrzeży Maroka, byłaby areną działań wojennych. Konflikt udało się zażegnać, Marokańczycy zwinęli flagi. Hiszpanie obawiają się jednak, że to tylko przygrywka. Stawką jest Ceuta i Melilla, ostatnie bastiony ich dawnego imperium kolonialnego na kontynencie afrykańskim.
Nad trumną króla Hasana II, który zmarł niespełna dwa tygodnie po swoich siedemdziesiątych urodzinach, wygłoszono niemało hymnów pochwalnych. Orszakowi pogrzebowemu, wzdłuż całej trzykilometrowej trasy, towarzyszyły wielotysięczne tłumy skandujące na przemian imię króla i wersety z Koranu. Trzeba jednak znać kody dyplomatycznych oświadczeń, a także pamiętać, jak łatwo narody tego rejonu wpadają w ekstazę, aby właściwie odczytać te wydarzenia.