Niemal dokładnie rok po pierwszej wizycie szef MON odwiedza największego zagranicznego dostawcę broni dla Polski. Teraz również jako kredytodawcę finansującego ambitny program zbrojeniowy.
Minister obrony Mariusz Błaszczak to mistrz uników. W ostatnim i najpoważniejszym w swej karierze kryzysie, po znalezieniu w głębi Polski rosyjskiego pocisku, zastosował wszystkie znane sobie sposoby ucieczki od odpowiedzialności. I odkrył nowe.
Można śmiać się z głupstw, jakie wygaduje Jarosław Kaczyński, lecz można też uważać, że czas na żarty już się skończył. Sam przychylam się do tego stanowiska. Prezes PiS wydaje się coraz bardziej niebezpieczny.
Władza spanikowała i stosuje znane uniki: zrzuca winę na poprzedników, Tuska i wojskowych, a z drugiej strony usiłuje przekonać Polaków, że w sumie nic się nie stało.
Na Polskę spadła ruska rakieta zdolna przenosić broń nuklearną, ale wojsko i minister Błaszczak uspokajają, że nie była w tę broń uzbrojona, dlatego jej nie szukano.
Po odkryciu rosyjskiego pocisku pod Bydgoszczą dymisji w wojsku ani rządzie najprawdopodobniej nie będzie, ale sprawa się nie zakończyła. Prezydent z BBN usiłują godzić, ale do gry wszedł też aktor mniej przewidywalny.
Znamienne, że na dwudniowej konwencji PiS do trwającego któryś dzień kryzysu na linii MON–najwyżsi dowódcy nikt się nie odniósł. To, że nie wspomniał o nim Mariusz Błaszczak, może być zrozumiałe. Ale o generałach nie napomknął nawet prezes Kaczyński, a przecież z łatwością można sobie było wyobrazić, że zrobi z wojskowych kolejną „specjalną kastę” do rozliczenia lub weryfikacji.
Oskarżany przez władzę gen. Tomasz Piotrowski zaapelował: „wierzę, że żyjemy w kraju demokratycznym i wiemy, co to wymiar sprawiedliwości”. MON Mariusza Błaszczaka odpowiedział przeciekiem z kontroli w jego dowództwie.
W sprawie „bydgoskiej rakiety” nie postawiono najważniejszych pytań. A jedno z nich brzmi: jak sobie poradzimy w przypadku zmasowanego nalotu rosyjskich samolotów i pocisków, skoro pojedynczy pocisk może przelecieć 500 km nieniepokojony przez nikogo?
Błaszczak winą w sprawie pocisku obciążył jednego z dowódców, w obronie wojskowych stanął szef sztabu. Może jeszcze to nie do wszystkich dociera, ale to najpoważniejsza „afera” na linii wojsko–politycy w czasie rządów PiS, być może w całej historii cywilnego zwierzchnictwa nad armią.