W 30 krajach europejskich ukazał się właśnie doroczny raport narkotykowy 2008. Polska ma jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw antynarkotykowych na kontynencie. Czy to dobrze?
W polskich miastach dziesiątki sklepów oferują legalne środki o działaniu podobnym do narkotyków. Oficjalnie sprzedawane są wyłącznie do celów kolekcjonerskich.
Brytyjczycy zaostrzają walkę z marihuaną. Raczej w trosce o głosy wyborców niż ze względu na realną szkodliwość ziela.
Pierwsze zezwolenie na wejście do Polski spośród unijnych produktów dostało piwo z marihuaną. W uzasadnieniu zgody było mniej więcej tak, że dopuszcza się je, bo brakuje podstaw, by dalej zabraniać.
Likwidację uprawy marihuany we wsi Strzałkowo uznano za największy sukces mławskiej policji, jeśli chodzi o walkę z produkcją narkotyków. Fakt, zlikwidowano plantację konopi, tyle że przemysłowych.
Tonący chwyta się brzytwy. Po tęgim laniu wyborczym brytyjscy konserwatyści nie mogą przyjść do siebie. W sukurs sfrustrowanej partii ruszyli dwaj popularni politycy: Michael Portillo i Peter Lilley. Zróbmy coś, co zdejmie z nas odium ludzi oderwanych od spraw, którymi żyje społeczeństwo – przekonywali działaczy – przestańmy w kółko wałkować euro, odbierzmy lewicy monopol na reformy społeczne, zainicjujmy poważną dyskusję o legalizacji marihuany.
Nic chyba nie dzieli bardziej polskich dwudziestolatków od ich rodziców niż stosunek do narkotyków, zwłaszcza do marihuany (trawy). Jak trudno rozmawiać w Polsce o narkotykach, świadczą reakcje na nasz Raport (Polityka 20).
Nowy obyczaj – „łagodnego grzania” – zdążył spowszednieć i zbanalizować się.