Do tej pory przy wizerunkowych kłopotach obóz władzy miał jedną, powtarzalną receptę: poczekać aż przyschnie. W sprawie nowego szefa NIK to nie działa.
To, co jest groźne dla jeszcze raczkującej demokracji w Polsce, to coraz bardziej uniwersalny zakres zasady, że wprawdzie wszyscy u nas są równi, ale niektórzy równiejsi. I to znacznie.
Ledwie rok wcześniej przyszły darczyńca zeznawał w sądzie, że nie ma żadnych nieruchomości.
Nie ma komisji śledczej w sprawie mafii vatowskiej, za to jest Marian Banaś na stanowisku szefa NIK. Rządowa telewizja milczy, a politycy PiS sznurują usta. Znowu.
Na czele NIK, kontrolującej prawidłowość wydatkowania publicznych pieniędzy, stoi człowiek, który zaniżał swoje dochody w zeznaniach majątkowych i podatkowych i robił interesy z sutenerami. Człowiek, pod którego nosem urzędnicy tworzyli grupę wyłudzającą VAT.
Słynną krakowską kamienicę, w której wynajmowano pokoje na godziny, Marian Banaś otrzymał w kwietniu 2001 r. od Henryka Stachowskiego. A zaledwie rok wcześniej darczyńca Banasia zeznawał w sądzie, że nie ma żadnych nieruchomości.
Opinie na temat tego, czy w lepszej sytuacji jest dzisiaj Schetyna, czy Banaś, są podzielone.
Żaden ze scenariuszy, który wchodzi w grę, nie ma nic wspólnego z państwem prawa. Wszystkie są kuglarstwem, psuciem państwa i kompromitacją władzy. Jeszcze bardziej obniżą wiarygodność Polski za granicą. Niestety, są dokładnie tym, czego po PiS można się spodziewać.
Na początku września, w Krynicy, Marian Banaś, wyjmując z kieszeni marynarki różaniec, opowiadał, jak ważna jest w jego życiu wiara w Boga. „Różaniec mam zawsze przy sobie, to jest mój stróż, który daje mi spokój i poczucie bezpieczeństwa. Jeśli ktoś na serio wiarę traktuje, to nie powinien się niczego bać, tylko Pana Boga” – deklarował.