Wieczorem rządowe media podały wiadomość o wszczęciu przez prokuraturę śledztwa przeciwko Donaldowi Tuskowi – z doniesienia autora tzw. afery taśmowej Marka Falenty. Kampania wyborcza jeszcze się formalnie nie zaczęła, ale już trwa powitalny ostrzał pozycji wroga.
Cała Polska usłyszała o zeznaniach Marcina W. Najpierw, że Marek Falenta sprzedał Rosjanom słynne „taśmy prawdy”; potem, że Michał Tusk przyjął 600 tys. euro łapówki. Ale równie ciekawe jak zeznania są biznesy Marcina W. I jego związki z CBA.
W tej aferze jedno jest pewne: agresywny sposób wykorzystania taśm w kampanii wyborczej. Tu przynajmniej wiadomo – cui bono, qui prodest, czyli czyja korzyść, tego sprawka.
Nie można wykluczyć, że właśnie zaczyna się wojna medialno-sejmowa i że PiS zdecyduje się na większy spektakl.
Wróciliśmy mentalnie do czasów PRL, kiedy niby wszyscy wiedzieli, że za rządami PZPR stoi Moskwa, lecz naprawdę mało kogo to obchodziło. A jednak wiele wskazuje, jak się wyraził Donald Tusk, że w Polsce zrealizował się „scenariusz pisany cyrylicą”.
W siódmą rocznicę wybuchu afery taśmowej, która zmiotła rząd PO-PSL, przypominamy fragment książki naszego dziennikarza Grzegorza Rzeczkowskiego poświęconej wciąż niewyjaśnionym tropom kelnerskiego „studia nagrań”.
Już po raz drugi wrocławski sąd penitencjarny odrzucił wniosek o przedterminowe zwolnienie z więzienia Marka Falenty, jednego ze sprawców afery podsłuchowej.
Skazany za udział w aferze podsłuchowej na dwa i pół roku więzienia biznesmen Marek Falenta już niedługo może wyjść na wolność. Sąd rozpatrzy jego wniosek o przedterminowe zwolnienie.
To historia o tym, jak odpowiedzialni za bezpieczeństwo państwa politycy PiS przejęli służby specjalne i zaprzęgnęli je do walki ze swoimi przeciwnikami.
Zaskoczenia nie było – sąd oddalił kasację wyroku 2,5 roku więzienia dla Falenty za udział w aferze podsłuchowej. Mimo to wciąż wiele w tej sprawie od niego zależy i wciąż wiele wymaga wyjaśnienia.