Przywykliśmy do internetu. Zawsze jest obok. Ta cyfrowa zawiesina, ten przypadkowy i dziwaczny rodzaj nieśmiertelności
Mój kolega jest amatorem Powlekanych Serduszek z Nadzieniem Malinowym. (Nazwa produktu zmieniona).
Dni chudną, noce przybierają na wadze. Druga połowa roku to droga powrotna. Kiedyś już tu byliśmy.
Na drugi dzień po wyborach wiadomości wreszcie robią się nudne.
Sto kwiatów skacze sobie do gardeł. Ani triumfu, ani klęski nie dzieli się po równo.
Czekaliśmy na aferę. Nie na jakąś zwykłą, banalną aferę. Banalne mieliśmy na co dzień. Ta musiała być ogromna, największa ze wszystkich, a przy tym kompromitująca i żałosna. Czekaliśmy na Aferę Ostateczną. Aferę Sądnego Dnia.
Melodie to wieczni migranci. Przechodzą przez granice. Zmieniają tożsamości.
Pod koniec sierpnia szkoły pachną świeżą farbą. Wystarczy, że osoba poczuje ten zapach, a zaczyna się zastanawiać, przez jakie „żet” napisać „świeży”.
Co teraz będzie z pomagierami cudzej wyobraźni? Z ilustratorami, autorkami okładek, ze wszystkimi pośrednikami zatrudnionymi w przestrzeni między opisem i obrazem?
Ciężko być starym. Jedyna pociecha, że przynajmniej już nie trzeba być młodym.