Chodzi o kraj ostatnio bardzo nieprzyjazny, gdzie wielkie wpływy, na samej górze, uzyskała Rosja i głośna ostatnio Grupa Wagnera.
Mnożą się doniesienia o mordach na cywilach, których dopuszczają się w Afryce kremlowscy najemnicy z Grupy Wagnera. To niejedyny kontynent poza Europą, na którym rosyjskie wojsko jest aktywne.
Do piątkowego ataku terrorystycznego na luksusowy hotel w Bamako, stolicy Mali, przyznała się Al-Murabitun. Co to za organizacja?
Nominowany do Oscara film „Timbuktu”, który za tydzień będzie można kupić z POLITYKĄ, to fascynująca opowieść o zasypanej piaskiem mieścinie, w której byli raperzy i zwykli hipokryci narzucają szariat pobożnym muzułmanom grającym bluesa.
Tereny dzisiejszego Mali, o którym teraz tak głośno, mają wspaniałą przeszłość: kwitły tu trzy imperia, nauka i talenty handlowe.
W Mali jest wojna. Nawet jeśli europejscy żołnierze zrobią tam porządek z dżihadystami, pokój nie będzie trwały. Europejczycy wyjadą i znów rozlegnie się tuareski blues, grany nie na gitarach, lecz karabinami.
Kryzysy takie jak w Mali wcale nie muszą być zaskoczeniem.
Afryka przeżywa déjà vu. Francja znów interweniuje na kontynencie – tym razem w Mali. Dla prezydenta Hollande’a to ucieczka przed krajowymi problemami. Dla Francji może to być pułapka, z której nie wydostanie się przez lata.
Po miesiącach czekania armia francuska wsparła malijski rząd w walkach z powstaniem Tuaregów i radykalnych muzułmanów, którzy zeszłej wiosny podbili północ kraju.
Iskra arabskich rewolucji przeskoczyła Saharę i rozpala kolejne kraje Czarnej Afryki. Oznaki buntu widać od Senegalu po Sudan, ale wybuch będzie wyglądał inaczej niż w Tunezji czy Egipcie.