Jeśli człowiek wie, czego chce, to nigdy nie pobłądzi. Choćby nawet musiał w kilka miesięcy pokonać drogę z bieguna lewicowego na prawicowy. Dzięki Magdalenie Ogórek już wiemy, jak to się robi.
To jedna z najdziwniejszych karier dekady i poszukiwanie nowego sposobu na istnienie w polityce. Magdalena Ogórek była już aktorką, modelką, prezenterką, nauczycielką akademicką i eseldowską kandydatką na prezydenta. Czy PiS też jej coś da?
Wynik kandydatki kojarzonej z SLD, Magdaleny Ogórek, to kolejny gwóźdź do trumny głównej partii lewicowej III RP.
Samym hasłem nie wygrywa się wyborów, ale jest ważne, bo powinno być zwieńczeniem marki kandydata i może wzmocnić jego przekaz.
Na sobotniej konwencji reprezentant PSL przedstawił się jako kandydat „szerokiego centrum”, nieuwikłany w konflikt między PO a PiS. Widać jednak, że w jego szanse nie wierzą nie tylko wyborcy PSL, ale też większość działaczy partii.
Podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jeżeli to prawda, lewica ma świetlaną przyszłość.
Wybory wygrywa się zwykle dzięki kampanii wyborczej. Bronisław Komorowski może wygrać pomimo niej. Ale konkurenci są nie lepsi.
Liczba lewicowych kandydatów w wyborach prezydenckich nie jest dowodem na siłę lewicy. Jest zapisem przedśmiertnych, zdawałoby się, skurczów.
Na lewicy to już trzecia kobieta – obok Magdaleny Ogórek (SLD) i Anny Grodzkiej (Partia Zieloni) – która zawalczy o prezydenturę. Na sobotniej konwencji programowej Nowicką poparła Unia Pracy.
Kandydatka SLD na prezydenta swoje dotychczasowe porażki chce przekuć w atut i wokół nich budować swoją kampanię.