W państwach bloku wschodniego 20 lat temu narodziła się przestępczość zorganizowana, zwana mafią. To jedyny tegoroczny jubileusz, którego obchody odbędą się w ciszy.
Warszawski Sąd Okręgowy czeka ciężka próba. Rozpoczyna się kolejny proces w sprawie gangu pruszkowskiego. Na ławie oskarżonych ma zasiąść aż 57 osób.
Wołomin pojawił się na mafijnej mapie Polski z powodu wygodnictwa policjantów. Żeby sobie ułatwić pracę, podzielili Warszawę na dwie strefy wpływów: pruszkowską i wołomińską. I słowo ciałem się stało: gangsterzy uwierzyli w ten podział.
Henryk Niewiadomski ps. Dziad spisał w więzieniu wspomnienia. Zostały niedawno wydane w dużym nakładzie. Jako autor książki występuje wyłącznie Dziad, ale gołym okiem widać, że ktoś bardzo mu pomógł. Kto?
Na procesie bossów gangu pruszkowskiego ustaliła się strategia obrony: obalić wiarygodność świadków koronnych. Od ich zeznań zależy bowiem los oskarżonych – więzienie albo wolność.
Zanim zaczął się ten proces, już podważono rolę głównego świadka
Przed obliczem sądu stoi czternastu ludzi, z tego pięciu to zarząd gangu pruszkowskiego. Brakuje wielu z pierwszego planu, najbardziej – Andrzeja Zielińskiego, Słowika. Polska czeka na wydanie gangstera, ale hiszpański sąd zwleka.
Siedzi w Sztumie, w pojedynczej celi dla niebezpiecznych skazanych. To jego pierwszy w życiu wyrok, jaki odbywa za kratami. Twierdzi, że zarzucanych mu na procesie czynów nie popełnił. Nie wymuszał haraczy, nie zlecił morderstwa, nie był szefem mafii. Kim więc był, kim jest? – Byłem zwykłym przedsiębiorcą, hodowcą gołębi – odpowiada. – A oni mnie zamknęli, zrobili ze mnie dziada.
Pojawiła się równo 10 lat temu, obchodzi właśnie urodziny. Przez kilka pierwszych lat była bezimienna – politycy upierali się, że w Polsce żadnej mafii nie ma. Chrztu dokonali dopiero dziennikarze. Z właściwą tej profesji skłonnością do przesady ogłosili wszem i wobec, że oto narodziła się nad Wisłą rodzima odmiana cosa nostry, camorry i triady. Brutalna, chciwa i groźna. To dziennikarze wprowadzili do społecznego obiegu nazwy: Pruszków, Wołomin, Otwock. Przez 10 lat polscy mafiosi wykonywali swój fach w poczuciu bezkarności. Rabowali, przemycali, mordowali – a wszystko w świetle jupiterów i bez skrępowania. Nawet jak trafiali za kraty, to na krótko. Ostatnie akcje policji, aresztowania bossów Pruszkowa, procesy Dziada, Oczki, Krakowiaka i wielu innych pozwalają sądzić, że czas bezkarności już się skończył. Dlaczego jednak tak długo to trwało? Dlaczego pozwolono, aby przez całą dekadę polskie mafie rosły w siłę, bogaciły się i obracały brudnymi pieniędzmi?