Spółdzielnia pracy Świetlik, podobnie jak uniwersytet Harvard, kształciła przyszłe elity kraju. Z tą różnicą, że w Ameryce odbywało się to w aulach uniwersyteckich, a w Polsce na kominach.
Rzadko się zdarza, by własna partia tak się nie podobała jej liderowi
Maciej Płażyński. Marszałek Sejmu
Adam Małysz, niegdyś nieśmiały zagubiony chłopak, który miał kłopoty nawet ze zwykłą rozmową, w ciągu dwóch lat przeszedł prawdziwą metamorfozę. Dziś zadziwia nie tylko rekordowymi skokami, ale także stuprocentową pewnością siebie, stoickim spokojem i pogodą ducha. Zanim do tego doszedł, musiał przy fachowej pomocy przejść trening psychologiczny. Trema jest prawdziwą torturą dla nieśmiałych, a nieśmiałość często bywa lekceważona, wyśmiewana, skazująca na porażkę, na margines. Zwłaszcza w czasach wolności gospodarczej i bezwzględnej konkurencji na rynku pracy, kiedy świat należy do ludzi przebojowych i wygadanych. Według dr. Bernardo Carducciego, dyrektora Instytutu Badań nad Nieśmiałością Uniwersytetu Indiana, w ciągu ostatnich 15 lat w społeczeństwach zachodnich odsetek ludzi nieśmiałych wzrósł z 40 do 48 proc. Liczba cierpiących męki zażenowania Polaków zgodnie z ostrożną oceną krajowych specjalistów jest o 10–12 proc. wyższa. Wygląda więc na to, że prawie połowa obywateli naszego kraju lęka się codziennych sytuacji wymagających stanowczych reakcji, nie potrafi wypowiedzieć publicznie choćby najsłuszniejszych własnych opinii, panikuje w pracy, obawia się spotkań z obcymi, boi się komentarzy otoczenia, a przy byle towarzyskiej okazji peszy się i denerwuje. Dedykujemy im wszystkim terapię Małysza.
Inicjatywa Macieja Płażyńskiego, Andrzeja Olechowskiego i Donalda Tuska tworzenia nowej, wyraźnie centroprawicowej platformy politycznej (na razie bardziej o strukturze komitetu wyborczego niż zwartego ugrupowania) pojawiła się dość nieoczekiwanie, choć właściwie należało się jej spodziewać. Po prostu był grunt, na którym mogła się ona zrodzić.
Gościem zespołu „Polityki” był w ostatnim tygodniu Maciej Płażyński, marszałek Sejmu, poseł, który w wyborach parlamentarnych przed dwoma laty zdobył najwięcej głosów w całym kraju. Pozycja Płażyńskiego na prawicy wyraźnie rośnie, jego nazwisko pojawia się w rozważaniach o ewentualnym następcy na stanowisku premiera, a także w kontekście najbliższych wyborów prezydenckich.
Sporo mamy już za sobą. Nie da się ostatnich kilku miesięcy zaliczyć do udanych. Dojrzewanie wymaga jednak czasu, a więc i ta zadyszka musi trochę potrwać, nim przyjdzie refleksja, że jeżeli chcemy przez dwa lata skutecznie rządzić Polską - co jest wymogiem państwa - i jeżeli chcemy za dwa lata odnieść wyborczy sukces, to trzeba się zmieniać. Ciąg kryzysów jest w moim przekonaniu takim właśnie procesem dojrzewania.