Rozpoczęła się kolejna pokojowa operacja NATO na Bałkanach – tym razem w ogarniętej wojną domową Macedonii. Choć trudno porównywać trwający już ponad pół roku konflikt macedońsko-albański z wojną w Bośni czy w Kosowie, to jednak będzie to dla żołnierzy NATO misja szczególnie niebezpieczna. Początkowo obecność wojsk Paktu przewidywano na trzydzieści dni – niewykluczone jednak, że potrwa ona znacznie dłużej.
Na pozór trudno o wyraźniejszy kontrast. Macedonia chwieje się nad krawędzią prawdziwej wojny domowej między słowiańskimi Macedończykami i Albańczykami. W Kosowie opinia międzynarodowa coraz wyraźniej sprzyja Serbom. W sąsiedniej Albanii odbywają się dziesiąte w ciągu dziesięciu lat po obaleniu komunizmu wybory, ale pierwsze prawie spokojne. W tle – i tu, i tam – mamy albańską mafię.
Stało się to, na co zanosiło się od dwóch lat: albańscy bojówkarze z byłej Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK) i innych organizacji paramilitarnych rozpoczęli działania zbrojne przeciwko Macedonii. W okolicach granicznej wioski Tanuszevci doszło do strzelaniny, w wyniku której trzech żołnierzy macedońskich poniosło śmierć. Regularne bitwy zwaśnionych stron, także z udziałem żołnierzy KFOR, mają miejsce niemal codziennie. Czy Macedonię czeka los Kosowa?
Wojny w byłej Jugosławii to nie tylko zbrojne armie, opancerzone wozy bojowe i negocjatorzy z całego świata. To także rozklekotane autobusy, przewożące od południowej Macedonii po północną Chorwację ludzi, którzy wiedzą, co i gdzie kupić, aby potem - ku zadowoleniu wszystkich - sprzedać to z zyskiem. Wódka, papierosy, naboje - wszystko pójdzie.