Republika Macedonii Północnej – to efekt porozumienia z Grecją. W końcu.
Bałkany nie mogą stać wiecznie na progu UE. Muszą mieć jasną perspektywę, nawet odległą, ale wyraźną.
Na granicy grecko-macedońskiej wjeżdża się z Macedonii do Macedonii. Ledwie człowiek minie tablicę z napisem „Macedonia żegna”, wita go już inna Macedonia.
Grecy nie zgadzają się, by Skopje mieniło się stolicą Macedonii. Jak mówią: to nie jest nacjonalizm, to jest patriotyzm.
Zaczyna wychodzić na to, że tylko obecność Zachodu na Bałkanach jest gwarantem, że Serbowie i Albańczycy znów nie rzucą się sobie do gardeł.
W 1963 r. stolica Macedonii, Skopje, w wyniku trzęsienia ziemi legła w gruzach. W jej odbudowę zaangażował się cały świat – powstało tzw. miasto solidarności. 50 lat później nowe trzęsienie zaplanowali macedońscy politycy.
Kiedy w połowie grudnia 1995 r. w Paryżu trzej bałkańscy liderzy: Slobodan Miloszević, Franjo Tudjman i Alija Izetbegović, składali podpisy pod dokumentem pokojowym, kończył się najkrwawszy z jugosłowiańskich konfliktów, wojna w Bośni. Po 10 latach widać prawdziwych wygranych. I problemy, które pozostały.
Macedonia nigdy nie była zamożna. Ale była spokojna: pożegnanie z Belgradem przebiegło pokojowo, stosunki z albańską mniejszością układały się poprawnie, a Unia Europejska podpisała ze Skopje układ stowarzyszeniowy. Dziś Macedończycy obawiają się, czy ich państwo przetrwa.