Rozmowa z Anną Sulińską, autorką książki „Wniebowzięte”, o stewardesach w PRL.
Lotnictwo i kolej to dwa zupełnie różne biznesy, spełniające też odmienne funkcje.
Nasz narodowy przewoźnik chce się znowu rozwijać i zarabiać pieniądze. Pomóc mają w tym zainaugurowane dzisiaj rejsy do Tokio. Jednak konkurencja jest olbrzymia, a LOT dalej nie ma żadnego silnego partnera.
Aby zapobiec strajkowi, odchodzący zarząd Lotu rzucił związkowcom dodatkowe dwa miliony złotych do podziału. Jeśli nowe szefostwo z nadania PiS będzie postępować podobnie, narodowy przewoźnik długo nie przetrwa.
Sebastian Mikosz dwa razy był prezesem Lotu i dwa razy, na własne życzenie, rezygnował z funkcji, wywołując medialną wrzawę. Tym razem rzucił papierami na znak protestu przeciwko politykom, którzy boją się prywatyzować firmę.
LOT znów nie ma prezesa, a przyszłość naszego narodowego przewoźnika, którego niedawno wszyscy uratowaliśmy, rysuje się mgliście.
Nasza narodowa linia wreszcie zaczęła zarabiać na lataniu. Oby politycy nie zachłysnęli się dobrymi wynikami i nie uwierzyli, że Lot da sobie radę sam.
Nowa oferta Lotu to kolejna salwa w bitwie o polskich klientów. Ceny na wielu połączeniach są już dumpingowe.
Polskie Linie Lotnicze przez lata dokonywały cudów akrobacji, przewożąc tajne ładunki broni. W placówkach Lotu na Zachodzie lokowano też agentów, którzy zbierali dane wywiadowcze.
Znowu się okazało, że choć Polacy latają coraz chętniej, polskie firmy na tym zarabiać nie potrafią.