Medialny show Andrzeja Leppera, który odbył się w ubiegłym tygodniu, jest po części zasługą dziennikarzy. Trudno jednak dziwić się mediom, iż mając gotowe widowisko, chcą je pokazywać publiczności. Główny aktor lubi poklask, a często sam jest reżyserem niektórych scen. Dlaczego jednak organy władzy współtworzą ten ogólnopaństwowy cyrk?
Skandalem nazwano telewizyjny wywiad z Grzegorzem Piotrowskim, byłym kapitanem SB, zabójcą księdza Jerzego Popiełuszki. Kierownictwo i dziennikarze łódzkiego ośrodka TVP zostali zwolnieni z pracy. Rozgorzała dyskusja, co i jak powinny pokazywać publiczne media. Równie ważne wydaje się pytanie, jaką grę prowadzi dziś Piotrowski i czy świadectwo zabójcy może zaważyć na procesie beatyfikacyjnym księdza Jerzego.
W związku z obchodzonym Rokiem Wielkiego Jubileuszu Chrześcijaństwa Kuria Archidiecezji Łódzkiej wydała instrukcję duszpasterską, wedle której księża mają teraz wydatnie pomagać w zawarciu małżeństw kościelnych osobom żyjącym w konkubinatach oraz w chrzczeniu nieochrzczonych dotychczas dzieci. Emocje wywołała nie tyle deklaracja daleko idącej (nawet finansowej) pomocy, co fakt istnienia i zamiar wykorzystania parafialnych kartotek.
Występy Andrei Bocellego, zarówno na scenie jak i z balkonu dla tłumu zebranego pod Teatrem Wielkim w Łodzi, zakończyły się owacjami. Ani znani politycy, ani wielcy biznesmeni obecni na koncercie nie zrobili na łodzianach specjalnego wrażenia.
Cmentarz w Łodzi to największy żydowski cmentarz w Europie. Macewy i grobowce opowiadają historię świata, który trwał tylko wiek. Tu nadal rywalizują ze sobą fortuny łódzkich fabrykantów, znać ślady religijnych dysput między bogobojnymi chasydami a liberałami, trwają stygmaty kataklizmu, który ten świat strawił.
W Łodzi działa od roku Stowarzyszenie Solidarności Społecznej, kierowane przez byłego członka Komitetu Obrony Robotników Józefa Śreniowskiego, skupiające ludzi o różnorodnej plitycznie opozycyjnej przeszłości. Trochę organizacja pomocy potrzebującym, trochę klub dyskusyjny i głos niezależnej opinii publicznej. W sumie - jak to ujmują - szczera inteligencka odpowiedź na aroganckie samozadowolenie łódzkiej klasy rządzącej.
Sto lat temu łódzkie królestwo Scheiblera na Księżym Młynie było Ziemią Obiecaną. Dla niektórych nawet całym światem. Ludzie rodzili się w scheiblerowskich domach, chodzili do scheiblerowskiego przedszkola, scheiblerowskiej szkoły, w scheiblerowskiej fabryce rujnowali sobie zdrowie, które następnie reperowali w scheiblerowskim szpitalu. Pani Budzisz, snowaczka mieszkająca na osiedlu od urodzenia, pamięta, jak jeszcze po wojnie w pobliskim Domu Bauma działał teatr, w którym robotnicy wystawiali "Balladynę". Było kino, kółka zainteresowań, ćwiczyła orkiestra dęta. Dziś nie ma kina, nie ma orkiestry ani nawet instrumentów. Niedługo nie będzie także fabryki. Przed Domem Bauma młodzież leniwie popija alpagi. Na Księżym Młynie wszystko schamiało.
Piotra Domańskiego, podejrzanego o zabójstwo dwóch łódzkich taksówkarzy i pracownika parkingu, złapano przed budką telefoniczną w centrum Inowłodza. Mimo zupełnego zaskoczenia proponował policjantom, że pokaże, gdzie mieszka. - Tupeciarz. Zaczął nas dokądś prowadzić, ale pękł w połowie drogi - opowiada członek specjalnej grupy dochodzeniowej, która złapała Domańskiego, a także Radosława A. i Macieja P., kolegów ze studiów, którzy pomagali mu się ukrywać.
Łódź jest w szoku. Koledzy zastrzelonych dwa tygodnie temu taksówkarzy nie są pewni, czy jeśli złapią zabójcę, nerwy im nie puszczą. Może będzie miał tyle szczęścia, że policja złapie go przed nami, mówią. Jeśli nie, to niech lepiej od razu popełni samobójstwo.
Część prasy wpadła w zachwyt, a publiczność na sali rozpraw biła brawo, gdy sąd w Łodzi odstąpił od wymierzenia kary mężczyźnie, który broniąc się, śmiertelnie ugodził przestępcę. Nowy kodeks karny łagodzi skutki przekroczenia granicy obrony koniecznej, lecz wcale nie określa, gdzie ona przebiega. Ustalenie definicji będzie wymagało dalszych ofiar.