Jak pisać o człowieku, który w każdej polskiej wsi i mieście ma swoje ulice, pomniki, którego utworami od wieku torturowana jest serdecznie szkolna młodzież? Adam Mickiewicz daje niezwykłe świadectwo roli poezji w naszej historii, kto wie, czy to nie najpiękniejsza polska osobliwość.
Ma rację Bolesław Taborski (fot. obok) zamykający swe podszyte goryczą rozważania stwierdzeniem, że jeśli pamięć o warszawskim powstaniu ma odegrać pozytywną rolę, to "nie przez łatwiznę krzepiących autorytetów, ale przez to, że powinno ono stanowić historyczną cezurę", a mianowicie oznaczać ostateczny kres dyktatury romantyzmu nad wymogami praktycznego myślenia.
Niewielu podróżnych oczekujących na pociąg na nowojorskim dworcu kolejowym Grand Central uwierzyłoby, że pomiędzy torami, w lokum nadającym się co najwyżej dla szczurów, mieszka człowiek. A przypuszczenie, że ów kloszard może stać się wkrótce jednym z najpoczytniejszych pisarzy w mieście, byłoby dla nich szczytem absurdu. Tymczasem...
Na dobrą sprawę tę powieść powinien był napisać któryś z polskich pisarzy nurtu chłopskiego, a sfilmować ją któryś z polskich reżyserów. A jednak mimo kresowych legend, mimo husarii, szwoleżerów i ułanów "Zaklinacz koni" w Polsce nie powstał.
Prof. Jan Błoński w wywiadzie dla "Polityki" (nr 41) stwierdził, iż współczesna polska powieść ma się kiepsko; brakuje wielkich dzieł, są natomiast niedojrzałe powieści oraz niby-dzienniki. Profesor podał przykład "całych gromad młodych ludzi", które "wyżywały się w narcystycznych ťeskperymentachŤ na ulicy Wiejskiej". Na ulicy Wiejskiej w Warszawie mieści się redakcja "Twórczości", w której redaktorem zajmującym się od lat prozą i zarazem promotorem wielu debiutów jest Henryk Bereza. Poprosiliśmy go o komentarz.
José Saramago zastanawiał się w 1993 r. w swoich dziennikach, jak też przyjęto jego kontrowersyjną "Ewangelię według Jezusa Chrystusa" w Polsce, kraju katolickim. Świetne polskie przekłady "Ewangelii" i "Baltazara i Blimundy" przeszły jednak bez echa, krytycy nie kwapili się do oceny dziwnego pisarza z dalekiego kraju. Może teraz dzięki przyznanej mu właśnie literackiej Nagrodzie Nobla wzrośnie zainteresowanie jego twórczością.
Zaczął padać w Polsce wielki jak kurze jaja grad pochwał dla Miłosza za "Pieska przydrożnego". Autor i jego książka otrzymały właśnie nagrodę NIKE. Aż wstyd dodawać nowe jajo. Na szczęście entuzjazmuję się książką od dawna, niech więc będzie mi wybaczone, że dzisiaj dołączę do tego kulturalnego kataklizmu.
Wkrótce w księgarniach ukaże się najnowsza książka głośnego amerykańskiego pisarza Paula Austera "Czerwony notatnik". Książka ta jest tak inna od dotychczasowych propozycji tego autora, że dla miłośników jego prozy stanowić będzie spore zaskoczenie. A może nawet... rozczarowanie. Niektórzy sądzą, że Auster zaczął "odcinać kupony" od swojej sławy, a to niebezpieczna gra.
Czy niegdysiejsza misja inteligencji jest już - jak się głosi - wyczerpana? Pytanie powyższe nasuwa się nieuchronnie przy lekturze najnowszej książki Andrzeja Mencwela "Przedwiośnie czy potop",
opatrzonej podtytułem "Studium postaw polskich w XX wieku".