85 lat temu ukazała się pierwsza część największego dzieła Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu". Książki, w której - jak powiedział jeden z paryskich wydawców, odrzucając rękopis - przez trzydzieści stron facet przewraca się z boku na bok, bo nie może zasnąć. Być może niedługo w polskich księgarniach ukaże się nowe wydanie tego dzieła. Czy dzisiejszy czytelnik, żyjący w nieustannym pędzie, zrozumie nostalgiczne tęsknoty, o których Proust pisał na kilku tysiącach stron?
Generał Wojciech Jaruzelski nie żyje, Lech Wałęsa wyplata kobiałki w spółdzielni inwalidów, papież na emeryturze, Jerzy Popiełuszko jest biskupem, Adam Michnik doradza chińskim władcom. Oddaliśmy ziemie zwane kiedyś odzyskanymi, miasta są zniszczone, a rządząca partia nadal jeździ po instrukcje do Moskwy. Tak w wizji Edwarda Redlińskiego mogłaby wyglądać współczesna Polska, gdyby 13 grudnia roku pamiętnego nie został wprowadzony stan wojenny. Dalsze szczegóły w wydanej właśnie książce "Krfotok".
Nazywano ich Pokoleniem ´68 albo pokoleniem Nowej Fali. 30 lat temu młodzi poeci z Krakowa, Poznania, Warszawy zawiązali formację, która okazała się z czasem jednym z najważniejszych zjawisk we współczesnej literaturze polskiej. Ich wiersze, podobnie jak uprawiana przez nich krytyka literacka i eseistyka, ujawniały niepokorną wrażliwość ludzi zainteresowanych nie tylko zmianą dominującej wtedy estetyki poetyckiej, ale też radykalnym zrewidowaniem przekonań co do społecznych ról literatury. Postulat mówienia wprost, krytyka języka propagandy, nieufność jako istotny element postawy intelektualnej pojawiły się już w pierwszych wierszach Stanisława Barańczaka, Ryszarda Krynickiego czy Juliana Kornhausera. I nic dziwnego, że tak formułowany program musiał się zderzyć z realiami ówczesnej polityki. Barańczaka, już jako działacza KOR, objęto wieloletnim zakazem druku, ale też i pozostali nowofalowi poeci byli postrzegani przez władzę jako polityczni przeciwnicy. W ten sposób ruch poetycki stał się, chcąc nie chcąc, odmianą politycznej kontestacji, choć przecież jego uczestnicy byli i pozostali przede wszystkim poetami. O Nowej Fali po trzydziestu latach pisze jeden z czołowych krytyków literackich tego pokolenia Tadeusz Nyczek.
Nowa powieść Olgi Tokarczuk „Dom dzienny, dom nocny” jest najbardziej oczekiwaną nowością wydawniczą tej jesieni, a może nawet roku. Można było się spodziewać, że po ogromnym sukcesie „Prawieku i innych czasów” pisarka da swoim czytelnikom kolejne dzieło napisane w podobnej poetyce. Tymczasem zamiast klarownej i przejrzystej formalnie powieści otrzymujemy rzecz trudną i eksperymentatorską.
Jak pisać o człowieku, który w każdej polskiej wsi i mieście ma swoje ulice, pomniki, którego utworami od wieku torturowana jest serdecznie szkolna młodzież? Adam Mickiewicz daje niezwykłe świadectwo roli poezji w naszej historii, kto wie, czy to nie najpiękniejsza polska osobliwość.
Ma rację Bolesław Taborski (fot. obok) zamykający swe podszyte goryczą rozważania stwierdzeniem, że jeśli pamięć o warszawskim powstaniu ma odegrać pozytywną rolę, to "nie przez łatwiznę krzepiących autorytetów, ale przez to, że powinno ono stanowić historyczną cezurę", a mianowicie oznaczać ostateczny kres dyktatury romantyzmu nad wymogami praktycznego myślenia.
Niewielu podróżnych oczekujących na pociąg na nowojorskim dworcu kolejowym Grand Central uwierzyłoby, że pomiędzy torami, w lokum nadającym się co najwyżej dla szczurów, mieszka człowiek. A przypuszczenie, że ów kloszard może stać się wkrótce jednym z najpoczytniejszych pisarzy w mieście, byłoby dla nich szczytem absurdu. Tymczasem...
Na dobrą sprawę tę powieść powinien był napisać któryś z polskich pisarzy nurtu chłopskiego, a sfilmować ją któryś z polskich reżyserów. A jednak mimo kresowych legend, mimo husarii, szwoleżerów i ułanów "Zaklinacz koni" w Polsce nie powstał.
Prof. Jan Błoński w wywiadzie dla "Polityki" (nr 41) stwierdził, iż współczesna polska powieść ma się kiepsko; brakuje wielkich dzieł, są natomiast niedojrzałe powieści oraz niby-dzienniki. Profesor podał przykład "całych gromad młodych ludzi", które "wyżywały się w narcystycznych ťeskperymentachŤ na ulicy Wiejskiej". Na ulicy Wiejskiej w Warszawie mieści się redakcja "Twórczości", w której redaktorem zajmującym się od lat prozą i zarazem promotorem wielu debiutów jest Henryk Bereza. Poprosiliśmy go o komentarz.