Amerykanie szukają sposobu, by jak najszybciej wycofać się z operacji w Libii. Jeśli dojdzie do interwencji lądowej, jej ciężar spadnie na Europejczyków.
Co poeta z Pentagonu chciał nam powiedzieć nadając kryptonim operacji w Libii?
Kolejny raz poszły w ruch samoloty, bomby i rakiety. Kilku naszych sojuszników: Francja, Wielka Brytania i USA, zaatakowało instalacje wojskowe płk. Kadafiego w Libii, usiłując ratować upadające powstanie zbuntowanej prowincji – Cyrenajki.
50 lat temu prezydent J.F.Kennedy powiedział, że w obronie wolności Ameryka "poniesie każdy ciężar i zapłaci każdą cenę". Jak wiele zmieniło się od tego czasu, pokazuje interwencja wojskowa w Libii.
Wczoraj nasza elektroniczna POLITYKA przeprowadziła krótki sondaż, zadając proste pytanie: „Czy popierasz interwencję w Libii?” Wyszło mniej więcej pół na pół: nieduża większość (53 proc.) nie popiera, a niespełna połowa (47 proc.) popiera. Tak to zwykle jest w demokracji. Najpierw jednak zastanówmy się i próbujmy określić o jaką akcję (przecież naszych) sojuszników chodzi. Z zastosowanych już określeń ułożyłem wachlarz, który tu – dla uproszczenia i w skrócie – przedstawię ponumerowany:
Jak w niedzielę podały źródła zbliżone do libijskiego rządu, po atakach koalicjantów zginęło co najmniej 85 osób, a ponad 150 jest rannych. W sobotni wieczór Zachód po raz pierwszy otworzył ogień.
Skąd nagłe francuskie poparcie dla interwencjonizmu? Paryż próbuje za wszelką cenę zmazać plamę po rewolucji w Tunisie, kiedy poparła Ben Alego i znalazła się po stronie arabskich dyktatorów.
W czwartek późnym wieczorem czasu polskiego Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję nr 1973 ustanawiającą strefę zakazu lotów nad Libią. Decyzja Rady daje zielone światło do zaatakowania Libii.
Despoci z Trzeciego Świata opętani są żądzą władzy doskonałej - mówi Ibrahim al-Koni, wybitny pisarz libijski.
Wojska wierne Muammarowi Kadafiemu odbijają kolejne miasta na wschodzie Libii – w sobotę padł terminal naftowy Ras Lanuf, w niedzielę po ciężkim bombardowaniu ośrodek rafineryjny w Bredze.