O ile możliwe jest zakończenie wojny w Gazie, o tyle raczej można uznać za pewnik, że izraelscy żołnierze pozostaną tam na długie lata.
Prawie trzy lata, czyli ponad tysiąc dni, trwa w Europie wojna, jakiej kontynent nie widział od 80 lat.
W środę 27 listopada Izrael i Hezbollah wstrzymały działania zbrojne, które z różną intensywnością trwały w Libanie od 14 miesięcy.
Premier Izraela przerywa wojnę z Hezbollahem i osiąga strategiczny sukces, izolując Hamas. Wojna w Strefie Gazy będzie trwać zapewne do czasu objęcia urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa.
Gdzie jest rząd? – pytają bombardowani przez Izrael Libańczycy. Ich państwo to irytująca wszystkich fikcja, ale jej brak byłby jeszcze większym zagrożeniem dla regionu.
Kolejna wojna Izraela na terytorium Libanu jest właśnie tym, czemu obecność międzynarodowych oddziałów pod flagą ONZ miała zapobiec. Jednak nikt nie pali się, by wywieszać białą flagę i ogłaszać odwrót.
Iran wystrzelił rakiety w stronę Izraela we wtorek wieczorem. To odpowiedź na „ograniczoną i ukierunkowaną” operację lądową izraelskiej armii przeciwko celom Hezbollahu na południu Libanu. W środę nad ranem Izrael zaatakował w Strefie Gazy.
Tak jak w domenie powietrznej Izrael posiada absolutną przewagę, tak nie pozwoli sobie na powstrzymanie tej „inwazji” na lądzie. Za dobre jest wyszkolenie izraelskiej armii, za wysoka determinacja, za słaby przeciwnik – nawet jeśli w pojedynczych starciach zanotuje jakieś sukcesy.
Wracam z Micpe Hilla na północy Izraela, tuż przy granicy z Libanem. Rakietowy atak Iranu zastał mnie w pociągu.
Siły Obronne Izraela (IDF) kontynuują ćwiczenia na północy kraju, Mossad eliminuje kolejnych bojowników Hezbollahu – a jego potencjalni sojusznicy siedzą cicho. Niektórym to wszystko jest bardzo na rękę.