Urodził się nowy typ większości, większości permanentnie transakcyjnej. Każda większość jest w pewnym sensie transakcyjna, taka jest polityka, ale mimo wszystko – nawet w realiach państwa PiS – kilkupartyjna koalicja zapewnia choćby minimalną ochronę przed tym, co widzieliśmy teraz w Sejmie. Powstał układ, który ze swej natury nie może być stabilny.
Media w wielu krajach opisują wtorkowe demonstracje w obronie wolności mediów i niezależności stacji TVN. Większość z nich podkreśla, że upór Jarosława Kaczyńskiego nie przejdzie bez echa w Białym Domu.
W czasie prac nad lex TVN pewny większości PiS przegrał głosowanie nad wnioskiem o odroczenie posiedzenia Sejmu. Marszałek Elżbieta Witek, przy protestach opozycji i wbrew opinii wielu prawników, powtórzyła je i nie przerwała obrad. Późnym wieczorem Sejm przyjął nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji, którą teraz zajmie się Senat.
Premier Mateusz Morawiecki we wtorek podpisał i skierował do prezydenta dymisję wicepremiera, ministra rozwoju, pracy i technologii Jarosława Gowina – ogłosił rzecznik rządu Piotr Müller.
W demonstracjach przeciwko lex TVN nie chodzi tylko o uratowanie tej stacji przed zakusami pisowskiej władzy. Bój toczy się o nasze osobiste prawo do wyboru źródeł wiedzy o świecie i Polsce. A że wiedza taka jest podstawą podejmowania decyzji – nie tylko politycznych zresztą – gra idzie w rzeczywistości o dużo wyższą stawkę.
Jeśli rząd uciszy niewygodną stację, to samo spotka pozostałe wolne media – czytamy w apelu.
Jeśli stawimy się tłumnie na demonstracjach w obronie TVN i wolnych mediów, zostaną zauważone przez media zachodnioeuropejskie i amerykańskie. Może to wytworzyć presję, której przestraszy się Kaczyński i jego ludzie.
Kongresmeni są zaniepokojeni pomysłami PiS i ostrzegają, że ustawa godząca w TVN może negatywnie wpłynąć na stosunki Polski z USA: ekonomiczne, a nawet wojskowe.
Po tzw. pierwszym czytaniu projektu ustawy potocznie nazwanej lex TVN stało się jasne, że Kaczyński idzie na konfrontację z USA. Chodzi mu wyłącznie o opanowanie rynku mediów, by wygrywać kolejne wybory.
Bareja wprawdzie słuchał Gierka prawiącego o tym, jak to będzie wspaniale, gdy dogonimy Zachód, ale chyba nie wymyśliłby tego, co w 2021 r. mówią i obiecują władze PiS.