Od września do sylwestra 1989 r. rozgrywały się w Polsce wydarzenia, które dziś, z perspektywy 15 lat, można nazwać cichą rewolucją. Mało znany wówczas 42-letni ekonomista Leszek Balcerowicz, nieoczekiwanie powołany na stanowisko wicepremiera i ministra finansów, wraz z grupą współpracowników w tajemnicy przygotowywał pakiet ustaw – nazwanych później planem Balcerowicza. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że chodzi, ni mniej, ni więcej, tylko o zmianę ustroju Polski.
Od wielu miesięcy, a już zwłaszcza teraz, przed referendum unijnym, przeciwnicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej wieszczą katastrofę. Straszą, iż utracimy najpierw suwerenność, a potem Ziemie Odzyskane, rolnicy zbankrutują, przyjdą obcy i nas wykupią. Straszenie w III RP ma jednak długą historię. Gdyby spełniły się wszystkie przepowiednie samozwańczych wróżbitów, na Polskę powinno spaść nie siedem, ale tysiąc plag egipskich. Na szczęście rzeczywistość nie poszła złym prorokom na rękę. Z większości kryzysów jakoś wybrnęliśmy, nie rozdziobały nas kruki i wrony. Zanim wejdziemy (a właściwie wyjdziemy) do Unii, przypomnijmy sobie naszą czternastoletnią wędrówkę przez polski Gabinet Strachów.
Inflacja zjadła połowę wartości złotego od czasu, kiedy w 1995 r. zastąpił on stare dziesięć tysięcy. Przynajmniej w tej dziedzinie należymy do niewątpliwej czołówki w regionie: wyższą od nas inflację mają tylko Rumunia i Słowacja. – Czternastoprocentowy realny koszt kredytu to chyba rekord świata – zaperza się Wojciech Kostrzewa, prezes banku BRE. Właśnie mijają trzy lata od powołania Rady Polityki Pieniężnej, która miała skutecznie zdusić inflację. Czy czas na jubileusz?
Adam Małysz, niegdyś nieśmiały zagubiony chłopak, który miał kłopoty nawet ze zwykłą rozmową, w ciągu dwóch lat przeszedł prawdziwą metamorfozę. Dziś zadziwia nie tylko rekordowymi skokami, ale także stuprocentową pewnością siebie, stoickim spokojem i pogodą ducha. Zanim do tego doszedł, musiał przy fachowej pomocy przejść trening psychologiczny. Trema jest prawdziwą torturą dla nieśmiałych, a nieśmiałość często bywa lekceważona, wyśmiewana, skazująca na porażkę, na margines. Zwłaszcza w czasach wolności gospodarczej i bezwzględnej konkurencji na rynku pracy, kiedy świat należy do ludzi przebojowych i wygadanych. Według dr. Bernardo Carducciego, dyrektora Instytutu Badań nad Nieśmiałością Uniwersytetu Indiana, w ciągu ostatnich 15 lat w społeczeństwach zachodnich odsetek ludzi nieśmiałych wzrósł z 40 do 48 proc. Liczba cierpiących męki zażenowania Polaków zgodnie z ostrożną oceną krajowych specjalistów jest o 10–12 proc. wyższa. Wygląda więc na to, że prawie połowa obywateli naszego kraju lęka się codziennych sytuacji wymagających stanowczych reakcji, nie potrafi wypowiedzieć publicznie choćby najsłuszniejszych własnych opinii, panikuje w pracy, obawia się spotkań z obcymi, boi się komentarzy otoczenia, a przy byle towarzyskiej okazji peszy się i denerwuje. Dedykujemy im wszystkim terapię Małysza.
Sejm wybiera prezesa NBP. Kandydatem zgłoszonym przez prezydenta Kwaśniewskiego jest Leszek Balcerowicz. Na taką decyzję prezydenta wpływ miały dwa czynniki, które należy widzieć wspólnie: przekonanie, że jest to bardzo dobry kandydat i deklaracje klubów parlamentarnych Unii Wolności i Akcji Wyborczej Solidarność, że Balcerowicz może liczyć na ich głosy.
Stało się. Mamy rząd mniejszościowy, a premier Balcerowicz uważany przez krajowych i zagranicznych obserwatorów za gwaranta stabilności gospodarczej i kontynuacji właściwych przemian strukturalnych nie jest już ministrem finansów. Jak ocenić wyniki dwuipółletnich prac koalicyjnego rządu? Czy perspektywy rozwoju są dziś lepsze, czy gorsze niż trzy lata temu? No i wreszcie pytanie najbardziej niepokojące: czy rozpad koalicji oznaczać będzie dla gospodarki okres niestabilności, niweczącej nadzieje na szybki wzrost gospodarczy, stabilizację cen, spadek bezrobocia i rychłe wstąpienie do Unii Europejskiej?