„Czas krwawego księżyca” to jedno z najwspanialszych dzieł w dorobku Martina Scorsesego. Wymieniany w gronie oscarowych faworytów film potrząsa sumieniami, przywołując wydarzenia, które biali Amerykanie wyparli ze świadomości.
Trzyipółgodzinny „Killers of the Flower Moon” Martina Scorsesego to chwytające za serce, epickie widowisko o zbrodniach popełnionych na plemieniu Osagów i piekle zgotowanym Indianom przez białych ludzi. Dziewięciominutowa owacja na stojąco zwiastuje pewną oscarową ścieżkę dla jego twórców.
Czy nowy hit Netflixa wstrząśnie sumieniami widzów, czy tylko stanie się kolejnym narzędziem do odwracania wzroku?
Ultraprawicowy prezydent Brazylii nie ustaje w krucjacie obwiniania innych o nieszczęścia jego kraju. Wcześniej byli to przedstawiciele mniejszości seksualnych, aktywiści społeczni i światowi przywódcy, a ostatnio... Leonardo DiCaprio.
„Titanic” uczynił go obiektem westchnień nastolatek, ale dopiero Oscar przyznany za prawie niemą rolę w „Zjawie” (od 5 października do kupienia z POLITYKĄ) przypieczętował jego wizerunkową metamorfozę.
W prześmiewczych fotomontażach i niewinnych ilustracjach jest jednak duża doza życzliwości. Nawet w tym 15-sekundowym filmie bez szczęśliwszego zakończenia.
Akademia zaskoczyła. Nagrodę za najlepszy film odebrali twórcy dramatu „Spotlight”. Spodziewany sukces odniósł za to Leonardo DiCaprio. Najwięcej statuetek zebrała zaś superprodukcja „Mad Max: Na drodze gniewu”.
Typujemy odpowiedzi na największe pytania oscarowej nocy. „Zjawa” czy „Spotlight”? DiCaprio czy... DiCaprio?
Google opublikował coroczną listę nominowanych do Oscara, porządkując kandydatów według ich (statystycznej) popularności. Kto dostałby statuetkę, gdyby decydowali internauci?
Najwięcej statuetek mogą wywalczyć „Zjawa” Alejandro Gonzáleza Iñárritu oraz „Mad Max: Na drodze gniewu” George’a Millera.