Dlaczego Hindusi kąpiący się i pijący wodę z Gangesu, który niesie na wpół nadpalone i rozkładające się ciała ludzi, nie ulegają śmiertelnym zakażeniom? To pytanie doprowadziło uczonych do ważnego odkrycia.
Dopiero w tym tygodniu Ministerstwo Zdrowia zdecyduje, które leki ostatecznie umieścić na listach refundacyjnych i jaką wyznaczyć im cenę. Przepustką do wejścia na listy ma być obniżenie przez producentów cen o 5 do 30 proc. Z naszych informacji wynika, że firmy są skłonne przystać na ofertę ministra, choć wcale nie są pewne, czy rzeczywiście któryś z 370 już wykreślonych specyfików trafi na listę z powrotem. Lista jest warta kilka miliardów dolarów, więc łatwo zrozumieć, jakie żywioły rozpętał min. Mariusz Łapiński.
Moda na kuracje odmładzające trafiła również do Polski. Zanim bezkrytycznie jej ulegniemy – przyjrzyjmy się, jak to wygląda w Ameryce.
Parlament uchwalił nowe prawo farmaceutyczne, zgodnie z którym właścicielem apteki może być tylko farmaceuta. Dobrze to czy źle dla pacjentów?
Wycofanie z rynku Lipobayu – popularnego leku obniżającego poziom cholesterolu – to duża porażka przemysłu farmaceutycznego i dowód na to, że leki źle dobrane mogą szkodzić naszemu zdrowiu. Trzeba też uważać, by nie zażywać jednocześnie niektórych rodzajów medykamentów, nie łączyć ich z pewnymi typami żywności i napojów.
W 2000 r. na polskim rynku sprzedano lekarstwa za 10,5 mld zł, o ponad 1 mld więcej niż rok wcześniej. Co piątą złotówkę z naszych ubezpieczeń zdrowotnych kasy chorych wydały na leki, ale i tak z roku na rok refundacja jest coraz niższa i polski pacjent z własnej kieszeni płaci za medykamenty proporcjonalnie najwięcej w Europie. Jeśli chcemy powstrzymać ten drastyczny wzrost wydatków, trzeba uporządkować rynek farmaceutyczny i wprowadzić przejrzyste kryteria refundacji. Obecna polityka lekowa działa często na rzecz wąskich interesów grupowych i powoduje patologie, za które płacimy i jako podatnicy, i jako pacjenci. Bywa że człowiek przymuszony chorobą zostawia w aptece połowę albo i więcej pensji lub emerytury. Po dziesięciu latach jałowych dyskusji najwyższy czas na radykalne decyzje, które przetną strefy wpływów i niejawnych interesów na tym szczególnym rynku. Pytanie tylko: kto pierwszy się na to odważy?
Czy w aptekach zabraknie polskich lekarstw i będziemy skazani wyłącznie na droższe, zagraniczne? Takie obawy wyrażają m.in. krajowi producenci, którzy z braku właściwych norm prawnych nie spełniają wymogów Unii Europejskiej dotyczących rejestracji leków.
W związku z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, zakazującym importu leków niezarejestrowanych w Polsce, mamy w ochronie zdrowia nowy bałagan. Ministerstwo Zdrowia oskarża Naczelną Radę Aptekarską o niepotrzebne wywołanie skandalu. Aptekarze mają pretensje do ministerstwa, że w porę nie zmieniło przepisów. Dostało się też sędziom Trybunału za brak wyobraźni, iż swoją decyzją uchylającą rozporządzenie o warunkach importu leków pozbawili ludzi dostępu do niezbędnych farmaceutyków.
Jeden z koncernów farmaceutycznych zafundował kilkuset polskim lekarzom, którzy przepisali w minionym roku najwięcej recept na jego drogie leki, luksusowe wakacje w Portugalii. Grzegorz Opala, nowy minister zdrowia, po odbiór nominacji przyjechał wprost z lodowca, na którym za pieniądze firm farmaceutycznych szlifował narciarską formę. Poddawani nieustannej presji i pokusie lekarze wyraźnie pogubili się: coraz trudniej im ustalić, gdzie kończy się naturalna współpraca z producentami leków, a gdzie zaczyna korupcyjne uzależnienie. Może przyszła pora, aby ustalić to jasno i dobitnie?
Kasy chorych alarmują, że co dziesiąta refundowana recepta jest fałszywa, co piąta podejrzana, zaś inwalidzi wojenni, którym za darmo należy się wszystko, masowo wykupują z aptek Viagrę, Bodymax i nalewki o wysokiej zawartości spirytusu. Teraz cudowną bronią do walki z nadmiernym wypływem pieniędzy z budżetu mają być nowe recepty i receptariusze.