Są tacy, którzy z pierwszymi symptomami wiosny wpadają w panikę. Ocenia się, że alergią dotkniętych jest 30–40 proc. Polaków. To duża sztuka jakoś z tym żyć. Dla nich pora kwitnących łąk, piwnych ogródków i grilla to czas przekichany, przeduszony, przedrapany, zły.
Zamęt na rynku leków dezorientuje pacjentów i lekarzy. Nowe nazwy, nowe opakowania, nowe ceny. I gigantyczne kampanie reklamowe. Choroby to dziś wielki biznes. Na leki wydajemy w Polsce 12 mld zł. Moglibyśmy znacznie mniej, gdyby poprawiła się odporność naszych organizmów w ogóle, a na reklamę w szczególności.
Promocje, prezenty, konkursy – to już codzienność w polskich aptekach. Zażarta walka o klienta wyczerpała aptekarzy. Dziś wielu z nich domaga się ograniczenia konkurencji, przywołując argumenty etyczne i patriotyczne.
Zużywamy coraz więcej antybiotyków, często zupełnie niepotrzebnie. Z tego powodu medycynie grozi cofnięcie się w rozwoju o pięćdziesiąt lat, gdyż bezmyślnie pozbawiamy się najskuteczniejszej broni w walce z chorobotwórczymi mikrobami.
Budżet płaci za ponad połowę kupowanych przez nas leków. O tym, kto zarobi 6 mld zł rocznie, decyduje kilka osób. Trudno o większą zachętę i lepsze warunki do korupcji.
Nasz system rejestracji leków budzi poważne wątpliwości. Dobrze, że nowy minister zdrowia postanowił dokładnie mu się przyjrzeć.
Rozreklamowane przez ministra zdrowia specyfiki za złotówkę dla seniorów stanowią... 0,61 proc. rynku leków i mniej niż 2 proc. ilości sprzedawanych opakowań. Za całą resztę – składającą się na ciężką siatkę emeryta – przyjdzie mu zapłacić po bożemu. Tak się kończy terapia nadziejami.
Polacy kupują coraz częściej i coraz więcej leków bez recepty nie zdając sobie sprawy, że mogą one spowodować więcej szkody niż pożytku.