Prezydent Recep Tayyip Erdoğan w weekend zapowiedział turecką interwencję lądową w kontrolowanej przez Kurdów północnej Syrii. Tureckie ataki lotnicze trwają tam już od tygodnia.
Bomby już na głowę nie spadają, problem ISIS przycichł. Obozy są jednak pełne – mówi Dorota Zadroga z Polskiej Misji Medycznej, organizacji prowadzącej kilka projektów humanitarnych w obozach dla uchodźców w irackim Kurdystanie.
Wielu uchodźców w irackim Kurdystanie żyje jednocześnie w dwóch światach: w jednym zaraz wracają do domu, w drugim – w miejscu obozowego namiotu stawiają murowany dom. Przecież jakoś trzeba żyć.
Prawie nikomu nie widzi się kurdyjskie państewko na mapie świata.
Ciała trzech kobiet znaleźli rankiem 10 stycznia pracownicy kurdyjskiego centrum kultury w Paryżu. Dwie z nich zginęły od strzału w głowę, jedna w brzuch.
- Kurdystan?! Co to jest Kurdystan?! Nie ma żadnego Kurdystanu! - wściekł się w czasie skądinąd sympatycznej rozmowy właściciel lodziarni w Ankarze. W południowo-wschodniej Turcji obowiązuje prawo stanu wyjątkowego. W zależności od sytuacji poszczególne miasta, wsie, doliny są strefą zakazaną dla cudzoziemców albo tylko dla ich gorszej części - dziennikarzy. Powodów może być wiele: właśnie zaatakowali rebelianci z Partii Pracujących Kurdystanu - PPK (właśnie rozpoczął się proces ich lidera Abdullaha Ocalana, porwanego w Kenii przez tureckich agentów); ruszyła kolejna ofensywa armii rządowej, która w pogoni za "terrorystami" znowu się zapędzi daleko w głąb Iraku; wybuchła gdzieś bomba; zbliżają się wybory i zaraz parę regionów albo po prostu cały południowy wschód zostaje ogłoszony zoną zamkniętą. Jak to w demokracji.