Chyba już wszyscy zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego, że w kulturze ostatnich dekad wysokie miesza się z niskim, powaga z groteską, rock z muzyką filharmoniczną, a sztuka z reklamą. Od jakiegoś czasu dochodzi do innego rodzaju wymieszania: dorosłego z dziecięcym.
Przywitanie roku 2000 odbyło się zgodnie z duchem czasu. Głównie dzięki telewizji. Ponad 60 stacji za pomocą 1000 kamer nadawało relacje z różnych miejsc na świecie, gdzie właśnie wybiła północ. Telewidzowie mogli się przekonać, jak współczesnym rytuałem sylwestrowym rządzi uniwersalna popkultura, zaś folklor pozostaje głównie domeną krain egzotycznych jak Amazonia, Fidżi i Samoa. Najwyraźniej znaczy to, że zwyczaj eksponowania narodowej odrębności powoli odchodzi w cień historii, chociaż nie wszędzie.
Choć kapitalizm wprowadzamy w Polsce od dziesięciu już lat, rodacy po dziś dzień nie bardzo wiedzą, jak traktować prywatne pieniądze łożone na kulturę. Dobrodziejstwo to czy zimna kalkulacja? Na wszelki wypadek media przemilczają udział możnych firm w wybitnych przedsięwzięciach artystycznych.
Najpopularniejszym artystą zagranicznym w Polsce jest dziś serbsko-chorwacki kompozytor Goran Bregović. Polacy kochają także filmy Bośniaka z Sarajewa Emira Kusturicy oraz Duńczyka Larsa von Triera. Zachód, którego kwintesencją od kilkudziesięciu lat jest Ameryka, traci ostatnio na atrakcyjności.
Klęska III Rzeszy położyła kres masowej propagandzie tezy o istnieniu ras ludzkich w czystej postaci. Od dawna zaś wiadomo, iż żadna z kultur narodowych nie pozostaje wolna od obcych wpływów, sama z kolei oddziałując na inne kręgi cywilizacyjne. W tej sytuacji najbardziej oporna na krytykę badaczy okazuje się teza o istnieniu całkowicie oryginalnej kultury chłopskiej.
Rockman-kabarecista Skiba wypiął gołą pupę stojąc na scenie katowickiego Spodka chcąc w ten sposób wyrazić swój sosunek do rzeczywistości, przy okazji obraził premiera. Gołymi pośladkami zbulwersował tarnowskich radnych aktor grający Papkina, tak że myślą oni o zamknięciu teatru.
Gwałtowne spory na temat zwrotu zrabowanych arcydzieł są w całej Europie prowadzone z punktu widzenia interesów narodowych i prywatnych, a nie europejskich. Każdy stara się odzyskać jak najwięcej z tego, co kiedyś utracił, a oddać jak najmniej z tego, co sam kiedyś zrabował, czy mniej lub bardziej legalnie uzyskał.
Im bardziej zbliża się pierwszy stycznia, tym większa dezorientacja i niepewność ogarnia pracowników instytucji kultury. W ramach reformy samorządowej dokonuje się bowiem zbiorowej ich przeprowadzki spod jednej władzy pod drugą. Generalne założenie jest słuszne: jak najwięcej placówek ma się znaleźć w gestii organów samorządowych. Gorzej z wykonaniem, albowiem cała akcja bardziej przypomina grę w toto-lotka, aniżeli przemyślaną, merytoryczną operację.
"Załóżmy, iż w najbliższym czasie otrzyma pan(i) dodatkowy milion złotych na działalność prowadzonej przez siebie placówki. W jaki sposób pieniądze te zostaną spożytkowane?" - z takim pytaniem zwróciliśmy się do szefów kilkunastu instytucji kulturalnych w kraju. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, o czym marzą dyrektorzy.
Terminu "sponsorat" używa się dziś w Polsce jak wytrychu wszędzie tam, gdzie do kultury płyną pieniądze inne niż państwowe. Sponsorem jest Karolina Lanckorońska przekazująca w darze na Wawel i do Zamku Królewskiego w Warszawie swoje wspaniałe zbiory, ale sponsorem jest też firma wypożyczająca samochody do filmu. Tymczasem nie o niuanse tu chodzi, ale o zasadnicze różnice motywacji szlachetnych donatorów.