Dlaczego coś staje się w Polsce modne? Kto lansuje u nas gwiazdy? Co teraz ma szanse na powodzenie?
Wątki biblijne na dobre zadomowiły się we współczesnych thrillerach, horrorach i innych produktach kultury masowej. Do czego są tam potrzebne i do czego wykorzystywane?
Czy rzeczywiście toczy się ostatnio w naszej kulturze wojna starych z młodymi? Niestety, to tylko harce.
Jeszcze kilka lat temu modny był w Polsce nowy konserwatyzm. Teraz modna staje się nowa kontrkultura. Dzisiejszy bunt skierowany przeciw starym autorytetom i dominującym gustom niewiele ma jednak wspólnego z dawną hipisowską utopią.
Na przełomie września i października trwał w Łodzi Festiwal Dialogu Czterech Kultur – polskiej, żydowskiej, rosyjskiej i niemieckiej.
Uchodzący za dość biedny Związek Artystów Scen Polskich stracił niefrasobliwie 9 mln zł. Nic więc dziwnego, że po ujawnieniu tej afery podejrzliwie zaczęto przyglądać się także innym stowarzyszeniom twórczym. Z czego właściwie się utrzymują?
Na organizatorów imprez padła trwoga. Biznes rozwodzi się z kulturą. Do niedawna szczodrzy sponsorzy mówią dzisiaj: „Teraz nie, bo jest marna koniunktura”.
„Możemy któregoś dnia obudzić się pośród kretynów niezdolnych do zrozumienia tego, w co włożyliśmy tyle pracy i dowcipu” – tę opinię zanotował wybitny eseista Jerzy Stempowski 1950 r. Wyłania się pytanie, czy proroctwo to nie spełnia się.
Dla nas to Rosja była odwiecznym zagrożeniem i fakt, że w Rosji traktowano Polskę jako niebezpieczeństwo, może wydać się nam fantastyczny. A jednak tak było.