Swojskie klimaty kulinarne mają coraz więcej zwolenników, zwłaszcza wśród zamożniejszych i lepiej wykształconych Polaków. Kuchnia chłopska i szlachecka to dziś dobry biznes.
To był Santucci. Giuseppe Santucci. Włoski żołnierz w okupowanej Warszawie. Zdezerterował i zamieszkał z polskim malarzem i konspiratorką z AK. Biedny makaroniarz nie miał wyjścia. Musiał gotować, żeby przeżyć.
Do wakacji jeszcze sporo czasu, ale ludzie przezorni już o nich myślą. Jeśli ktoś chciałby się wybrać do Włoch i nie natrafić na tłumy turystów – znamy takie miejsce. To Basilicata.
Kulinarną treść świątecznego stołu silnie wyznacza tradycja. Mniej natomiast uwagi zwracamy na formę, czyli na to, na czym i za czym siadamy, czym i z czego jemy i pijemy.
Surowe góry Kaukazu wstrząsane wiecznie wojnami ukształtowały ludzi odważnych i gwałtownych. Rozrzucone narody mimo różnic językowych i religii łączyła niebywała gościnność i wspólne tradycje kulinarne. Dziś dania kuchni kaukaskiej bezpieczniej próbować w nowych warszawskich restauracjach: ormiańskiej i gruzińskiej.
Do lata już bardzo blisko. Z poradnika wakacyjnego (Polityka 20) wynika, że – z różnych przyczyn – odżywają stare sentymenty i częściej niż w ostatnich latach będziemy wypoczywać w Bułgarii, Serbii, Chorwacji. My zaglądamy tam od kuchni.
Najpierw była Bona i włoszczyzna, ale najwięcej obcych zapożyczeń współczesna polska kuchnia zawdzięcza Habsburgom.
Znajomość Francji mamy na końcu języka. Tyle razy tu byliśmy, tak często jedliśmy i piliśmy, a za każdym razem znajdujemy coś nowego; nowe smaki, nowe zapachy, nowe doznania.
Od cholewy do czubka buta, czyli od Alp do krańca Kalabrii, liczą Włochy 1200 km. Dodać do tego należy dwie wielkie wyspy – Sardynię i Sycylię. Rozległy to kraj. Ten krótki wykład geografii stanowi podstawę kulinarnej tezy: nie ma kuchni włoskiej. Każdy region ma inny klimat, inną glebę, różne tradycje i różne obyczaje. Jest na szczęście coś, co łączy wszystkich mieszkańców półwyspu i wszystkich miłośników tutejszych potraw: makaron.