To powieść kobieca, choć nie ma ona znamion feministycznego manifestu
Powiedziałam lekarzom, żeby wycięli całą pierś. Lubię radykalne rozwiązania. I okazało się, że pod nią był jeszcze paskudny, wrzecionowaty kawałek do usunięcia. Lekarka powiedziała, że moja intuicja uratowała mi zdrowie, a może nawet więcej.
Każdy chce być dziś szczęśliwy, coraz częściej i powszechniej. Nie tak jak kiedyś, w niebie, ale na ziemi, teraz, tu, natychmiast. Szczęście osobiste, traktowane jest jako nowy przymus. Musisz być szczęśliwy, hucznie, na oczach wszystkich, bo taki teraz obyczaj i moda, która przyszła z Ameryki. Nieszczęśliwi niech nie zawracają głowy.
Bądź szczęśliwy, do cholery!
Brak szczęścia, dobrego samopoczucia staje się także problemem politycznym: niezadowolonych łatwiej skrzyknąć pod sztandary.
O prawo do cichego szczęścia śpiewała latami Piwnica pod Baranami w słynnej "Dezyderacie", która stała się najpiękniejszą w PRL modlitwą do szczęścia. Teraz zdominował ją jazgot telewizyjnych reklam i teleturniejów: walcz o szczęście głośno, jawnie, w blasku lamp, na oczach. Na całość.