Stawka jest wysoka: kwestia uelastycznienia trybu pracy celem „ułatwienia godzenia obowiązków rodzinnych i zawodowych” to nie tylko zapis dyrektywy, ale i jeden z kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy.
Oczekiwania wobec Polski zaostrzają się i tępieją dość swobodnie. W tej sprawie UE raczej robi politykę, niż działa na rzecz przywrócenia praworządności. Z drugiej strony pojawiła się teza, że „rząd tak naprawdę wcale nie chce unijnych pieniędzy”.
Orzekanie w innych Izbach Sądu Najwyższego to znacznie cięższa praca, bo rozpatrują skomplikowane zagadnienia prawne i sądzą wielokrotnie więcej spraw, niż sądziła formalnie likwidowana Izba Dyscyplinarna.
Mamy premiera, który jest zwalczany przez polityków PiS i koalicjanta, który słabnie w partii i ma sporo słabsze niż na początku kadencji notowania. Sondaże CBOS jasno pokazują, że zaufanie do premiera jest niższe niż w 2019 r., a ocena pracy rządu – bardziej krytyczna. Nie wiemy natomiast, czy Morawiecki te turbulencje przetrwa.
15 lipca wchodzi w życie ustawa znosząca Izbę Dyscyplinarną. Co to zmieni? Czy „kamienie milowe” zostaną zrealizowane? Wstrzymanie naliczania kar wcale się Polsce z automatu nie należy.
Morawiecki głosi, że interesuje go sprawiedliwość, a nie prawo. Może nie chce umierać za wymiar sprawiedliwości, ale na pewno jest nim zainteresowany, przynajmniej takim, który rozumie, co i komu umorzyć.
Wiceszefowa KE Věra Jourová powiedziała w czwartek podczas debaty z europosłami, że prezydencka ustawa, która formalnie zlikwidowała Izbę Dyscyplinarną, nie wypełnia kamieni milowych planu naprawczego. „Jeśli nie będzie zmian w prawie, które odpowiadają kamieniom milowym, nie wypłacimy pieniędzy”.
Wyrok w sprawie skargi Komisji Europejskiej, który zapadnie w przyszłym roku, będzie kategoryczny, a rząd będzie miał obowiązek go wykonać.
Producenci szlachetnego trunku zapewne w najśmielszych myślach nie przypuszczali, że zyska on fundamentalne znaczenie polityczne w przedsięwzięciach obozu władzy.
Polska od wojny w Ukrainie jest dużo lepiej postrzegana w Unii. Pytanie: czy powrót do podjazdowych wojenek z Brukselą, na domowy użytek, nie zniszczy tego efektu?