Po co tak wiele zawodów zamyka się w Polsce w tak szczelne korporacje?
Czy prezes wielkiej korporacji naprawdę czymś się różni od afrykańskiego kacyka plemiennego? - zastanawia się brytyjski etnolog Nigel Barley.
Rozmowa z Jeffreyem Immeltem, prezesem General Electric, drugiej największej firmy świata, o koncernach, globalizacji i szansach Polski
Czasy niby ciężkie, a bankietów coraz więcej. Firma, która ich nie organizuje, musi wydać się podejrzana. Oto najczęściej stosowane dziś przepisy na udane przyjęcie.
Zachodnie korporacje, które 15 lat temu wkraczały do Polski, miały nauczyć Polaków, jak się naprawdę pracuje. I jak ta praca potrafi być świetnie organizowana, regulowana w najdrobniejszych szczegółach, niczym instrukcją obsługi. Ironicznie mówiło się, że to wyścig szczurów: kto sprawniej, szybciej i dłużej (po godzinach). Człowiek się naharuje, ale coś osiągnie. Dziś widać wyraźnie, jak polski organizm odrzuca ten przeszczep z importu.
To prawdziwi farciarze: swoją pierwszą pracę dostali w szklanych twierdzach biznesu, w perfekcyjnie urządzonym świecie wielkich korporacji. W obiegowej opinii korporacje to machiny, które zasysają człowieka bez reszty. Czy niszczą młodych?
W Polsce rośnie liczba zawodów, do wykonywania których same szczere chęci i umiejętności to za mało. Dostępu do nich bronią elitarne samorządy zawodowe, uprawnione do decydowania, kto i na jakich zasadach może zostać ich członkiem. Swoje samorządy mają już prawnicy, lekarze, komornicy, weterynarze, aptekarze, architekci, urbaniści, inżynierowie budownictwa, a w kolejce stoją fizykoterapeuci, diagności laboratoryjni, kominiarze, przymierzają się dziennikarze. Dziś, kiedy o dobrą pracę trudno, zawody do tych zawodów stają się szczególnie brutalne.
Książeczki zdrowia menedżerów są zupełnie puste. Można z tego wysnuć wniosek, że to najzdrowsza praca na świecie. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Biznes-men odwiedza lekarza tylko wtedy, kiedy musi, czyli podczas obowiązkowych badań okresowych i kiedy naprawdę coś go przyciśnie. Ale wtedy już od drzwi krzyczy: - Zwolnienie wykluczone!