Polska otworzyła swój rynek zbrojeniowy na produkty z Korei Południowej na niespotykaną w Europie i NATO skalę. MON kupi z Dalekiego Wschodu czołgi, działa, samoloty, wyrzutnie rakiet i wozy opancerzone.
O półprzewodniki i mikroczipy, z których zbudowane są nowoczesne technologie, toczy się zażarta, globalna walka na polu naukowym, inżynieryjnym i handlowym. Od jej wyniku zależy, kto zdominuje przyszłość światowej gospodarki.
Czym uwodzi Korea, że na koreanistykę młodzież pcha się drzwiami i oknami, tłumaczą dr Anna Paradowska i prof. Marcin Jacoby.
Czy brak entuzjazmu dla koreańskich zamówień resortu obrony popsuł karierę gwiazdy Polskiej Grupy Zbrojeniowej? Minister Mariusz Błaszczak już raz pokazał, że krytyków wycisza bezwzględnie.
Korea Południowa stanie się drugim po USA najważniejszym dostawcą uzbrojenia dla Polski. Zgarnąć może równowartość rocznych wydatków na obronę. Na szybko, bez konkursu i za zamkniętymi drzwiami.
Nawet po wydaniu kilkudziesięciu miliardów złotych na F-35 bilans możliwości wobec potrzeb obnaża wielką lukę. Ale decyzja o zakupie koreańskich FA-50 byłaby zmianą podejścia do sił powietrznych.
Szef MON zapowiedział zakupy sprzętu wojskowego z Korei Południowej. Od czołgów przez wozy bojowe po samoloty. Koreańska technika ma zawojować polską armię szybko i na dużą skalę niczym ostra sałatka kimchi. Tyle że Polska zamówiła ostatnio bardzo dużo, do granicy przejedzenia.
Waszyngton stara się stworzyć w Azji sojusz wojskowy podobny do NATO, który byłby gwarancją obrony przed ewentualną agresją Pekinu. Nieoczekiwanym i nieco dramatycznym epizodem podróży Joe Bidena okazała się konferencja prasowa w Tokio.
W żadnym kraju Azji ruch #MeToo nie odniósł takiego sukcesu jak w Korei Południowej. I w żadnym nie spotkał się z tak ostrą reakcją.
Najnowszy hit serialowy z Korei, choć wydaje się jeszcze bardziej odrealniony niż głośny „Squid Game”, dużo więcej mówi o koreańskim społeczeństwie, obnażając jego religijne lęki.