Koreański reżyser Chang-dong Lee wyrzuca na śmietnik krem happy-endów.
Świetnie wykształcone specjalistki to znak szczególny koreańskiego przemysłu telekomunikacyjnego.
„Lithuania, naje ciokukijo! Cial isonynia?/Noryl irosyl te biroso, noje sociunghamyl al su ittani”. Do licznych tłumaczeń „Pana Tadeusza” przybyło kolejne – na język koreański, i to wierszem.
55 lat temu wybuchła krwawa wojna koreańska, w której mniej lub bardziej bezpośredni udział wzięli niedawni alianci z II wojny światowej. Trwała trzy lata, zginęło w niej półtora miliona żołnierzy.
Rozmowa z południowokoreańskim reżyserem filmowym Park Chan-Wookiem, autorem „Old Boya”
Dwa południowokoreańskie filmy na polskich ekranach to niespodzianka. Jednak ci, którzy je zobaczą, z pewnością nie będą żałować. To perły, jakie rzadko można oglądać w kinie.
Nadchodzi rewolucja. Nadchodzi, tak jak w 1917 r., ze Wschodu. Ale to nie ostrza bolszewickich bagnetów zmieniają dziś władzę. Dziś władza nie bierze się z przemocy, tylko z podłączonych do sieci Internetu komputerów.
Był symbolem dla południowokoreańskiej opozycji, bo z powodu poglądów nie mógł przez lata wrócić z zagranicy do domu. Powrócił niedawno w atmosferze triumfu. I również niedawno z pałacu prezydenckiego zabrała go tajna policja.
Koniec kartek i deputatów, prawdziwe sklepy, mocna waluta, wolność religijna, a do tego turyści i kasyna. Te nowinki, w ramach eksperymentu, mają obowiązywać co prawda tylko na stu kilometrach kwadratowych strefy specjalnej. Ale dobre i to. Tego wirusa już się w Korei Północnej nie okiełzna. Chyba że wybuchnie bomba. Atomowa.
Mundial zrobił swoje: po dwóch latach przerwy Korea powróciła na pierwsze strony światowych gazet. Wcześniej to nie sport, lecz polityka przyciągała zainteresowanie. Sensacyjne spotkanie przywódców obu Korei w Phenianie wzbudziło nadzieje na wygaszenie ostatniego, ciągle tlącego się, ognia zimnej wojny. Teraz przydałby się kolejny krok.