Pierwsze spotkanie przywódców dwóch państw koreańskich ponownie obudziło nadzieje na zjednoczenie podzielonego od 55 lat kraju. Zarówno w Phenianie jak i w Seulu nie ukrywano, że sukces szczytu był ważnym krokiem w tym kierunku. Prezydent Południa Kim De Dzung zapowiadał z dumą powstanie silnego państwa „pierwszej klasy”. Ale czy to w ogóle możliwe?
Początek zjednoczenia Korei? Spotkali się przedstawiciele dwóch państw pozostających w stanie wojny, z których jedno – Korea Północna nazywa drugie – Koreę Południową – „marionetkowym sługusem imperializmu”. Na Północy wodzowi oddaje się cześć boską, mimo że zmarły tam z głodu setki tysięcy ludzi.
Koncentracja wojsk Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej (KRLD) w rejonie 38 równoleżnika rozpoczęła się, pod okiem radzieckich doradców, 12 czerwca 1950 r. Objęła ok. 90 tys. żołnierzy i została zakończona 23 czerwca. Następnego dnia dowódcy otrzymali rozkazy podjęcia działań ofensywnych o świcie 25 czerwca.
Korea Północna ma prezydenta, którego kadencja potrwa... wieczność. Parlament obwołał nim zmarłego przed ponad czterema laty Kim Ir Sena. Ziemskim następcą Wielkiego Wodza został - zgodnie z oczekiwaniami - jego syn Kim Dzong Il. Na cześć obu mężów stanu wystrzelono w niebo satelity, nadające na cały wszechświat rewolucyjne hymny. Entuzjazm społeczeństwa tego kraju - według oficjalnych przekazów - sięgnął zenitu.