Pięć organizacji kobiecych organizuje w kilkunastu miastach demonstracje przeciwko wypowiedzeniu przez rząd konwencji antyprzemocowej.
Walka z „genderem” ma nową odsłonę: demontaż wynikających z konwencji zobowiązań państwa, takich jak edukowanie i tworzenie polityki przeciwdziałania przemocy.
Przychodzą do Centrum Praw Kobiet, bo wyrzucił z domu, bo nie mogą ściągnąć alimentów, bo pijany zmuszał, gdy nie chciały. Bywa, że dopiero w rozmowach z działaczkami uświadamiają sobie, że padły ofiarami przemocy. I że przemoc niejedno ma imię.
Diabeł mieszka w Polsce i nazywa się Gender. O tym, jak Kościół i partia władzy postrzegają kobiety i ich społeczną rolę, pisze w swojej najnowszej książce „Spróchniały krzyż” Joanna Podgórska.
W Rosji co 40 minut z rąk partnera ginie kobieta, za co w dużym stopniu odpowiada prawo, które za pierwszy akt przemocy nie karze. Polska mogła mieć podobne przepisy.
Szeroko komentowane zapisy w nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie nie były wypadkiem przy pracy. Pracowano nad nimi, jak wynika z ministerialnych dokumentów, od półtora roku.
Na konieczność implementacji konwencji stambulskiej cyklicznie zwracają uwagę kolejni rzecznicy praw obywatelskich, organizacje pozarządowe, a w 2018 r. przeanalizowało polski system prawny pod tym kątem Amnesty International. I co? I nic.
Za urlop płacić będzie pracodawca. Przemoc domowa nie respektuje podziału na pracę i życie.
Przemoc domowa nie ma partyjnych barw. Zdarza się od prawa do lewa. Ale takie przypadki w rodzinach pisowskich posłów mają szczególną wymowę.
Jeśli to dalej będzie szło w tę stronę, można się obawiać, że w polskim parlamencie niedługo zaczną się prace nad ustawą na wzór rosyjski.