I Rzeczpospolita nie była skazana na upadek – ocenia historyk prof. Richard Butterwick.
Mimo że tuż za naszymi granicami toczy się wojna, Polsce potrzebny jest dzień, w którym nie będziemy święcić militarnych triumfów, tylko cywilne, obywatelskie cnoty.
Konstytucja uchwalona 230 lat temu 3 maja pozostała pięknym zapisem na papierze. Czym jest dla nas dziś ten dokument?
Jak szlachcic urągający królowi i Konstytucji 3 maja został uznany za wariata, jak targowiczanie chcieli się tym wariatem posłużyć i jak się w tej sprawie przeliczyli.
Czy tzw. sejm niemy w 1717 r. przyczynił się do utraty suwerenności przez Rzeczpospolitą, czy też odwrotnie – dawał nadzieję na uzdrowienie chorego państwa?
Powołana w marcu 1765 r. akademia, zwana potocznie Szkołą Rycerską, kształciła młodzież nie tylko na wybitnych dowódców, ale i na dżentelmenów, poliglotów, którzy potrafiliby się znaleźć na światowych salonach.
Konstytucję majową 1791 r. uważa się – obok Grunwaldu, Solidarności i Euro 2012 – za dowód na to, że Polak potrafi. Niestety, w tym akurat wypadku, choć bardzo się starał, okoliczności mu nie sprzyjały.
Za nazwanie przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Konstytucji 3 Maja drugą w Europie na głowę państwa posypały się gromy. Tymczasem spora część historyków uważa, że miał on rację.
Niecały rok od zakończenia II wojny światowej na ulicach wielu polskich miast doszło do pierwszej na taką skalę konfrontacji nowej władzy ze społeczeństwem. Pretekstem były obchody rocznicy Konstytucji 3 maja. Pokojowe manifestacje przerodziły się w rozruchy, przeciwko tłumom wysłano wojsko, milicję i funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Padły strzały, polała się krew.