Dyskusje humanistów na temat przyszłości książek zaczynają przypominać dialogi z filmu „Matrix”. Ekstremiści prorokują, że niedługo znikną tradycyjne tomy w twardej oprawie, bo literatura będzie istnieć tylko w postaci cyfrowej. Znikną wydawnictwa, księgarnie i biblioteki. Być może nawet w przyszłości pisarzy zastąpią specjalne programy komputerowe.
Sześć lat temu, gdy Internet dopiero wyruszał na podbój świata, Umberto Eco prorokował: „Dawniej ktoś, kto musiał zająć się jakimś badaniem, szedł do biblioteki, znajdował dziesięć tytułów na dany temat i czytał; dzisiaj naciska klawisz swojego komputera, otrzymuje bibliografię złożoną z dziesięciu tysięcy tytułów, więc rezygnuje (albo, jeśli jest mądry, wyrzuca ją i wraca do biblioteki). (...) Sztuka dziesiątkowania stanie się jedną z dziedzin filozofii teoretycznej i moralnej”.
Roman Kluska, założyciel, prezes i największy akcjonariusz giełdowej spółki Optimus SA, niespodziewanie postanowił sprzedać swoje akcje, a większość uzyskanych pieniędzy przeznaczyć na cele charytatywne. Nabywcy zapowiedzieli, że szybko znajdą dla Optimusa inwestora branżowego i swoje akcje odsprzedadzą ze sporym zyskiem. Wszyscy zachodzą w głowę: co planuje Roman Kluska i dokąd zmierza Optimus?
Do czasu afery z ZUS Najwyższa Izba Kontroli pozostawała na marginesie walki politycznej. Co prawda posłowie koalicji rządzącej zdążyli wcześniej zarzucić prezesowi Wojciechowskiemu korzystanie z nazbyt luksusowego mieszkania służbowego, zwrócili uwagę na tendencyjność w ocenie kilku prywatyzacji i powołali podkomisję do badania kadr NIK. Jednak roczne sprawozdania tej instytucji zyskiwały akceptację parlamentu miażdżącą większością głosów. Dopiero raport oceniający komputeryzację ZUS spowodował przełom, wpychając NIK w sam środek politycznego tygla. Nastąpiła ostra wymiana ciosów, po której próżno szukać zwycięzców.
Z momentem fuzji AOL - Time Warner, która wprowadziła Internet do głównego nurtu gospodarki światowej, wzrosło zaniepokojenie przepaścią dzielącą biednych i bogatych w informatyce.
Mało kto kwestionuje dzisiaj, że telekomunikacja i informatyka, symbolizowane przez wszechobecny Internet, są motorem rozwoju gospodarki. Co jednak napędza teleinformatykę? Ludzie. A tych brakuje. W 2002 r. w Europie Zachodniej będzie ponad milion wolnych miejsc pracy dla informatyków. W Stanach Zjednoczonych pojawi się o 850 tys. więcej stanowisk niż chętnych do ich objęcia. Już w tej chwili w Europie czeka 350 tys. wolnych informatycznych miejsc pracy, z czego 75 tys. w najbliższych nam Niemczech.
W gąszczu wzajemnych politycznych oskarżeń o to, kto jest winien komputerowej zapaści w ZUS oraz kto przetrzymywał raport NIK w szafie, zabrakło odpowiedzi na podstawowe pytanie. Dlaczego jeden z najważniejszych dla finansów państwa systemów informatycznych ciągle nie działa?
Gordon Moore, współzałożyciel produkującego mikroprocesory koncernu Intel, zauważył przed laty, że wydajność „serc” komputerów podwaja się co 18 miesięcy. Ciągle trafne spostrzeżenie Moore’a zyskało wśród mikroelektroników rangę prawa opisującego tempo rozwoju technologii komputerowych. W czasach, gdy coraz więcej funkcji człowieka zależy od informatyki, prawo Moore’a zaczęło również określać tempo rozwoju cywilizacji. Na jak długo?
Hakerzy atakują – w ubiegłym tygodniu najbardziej znane komercyjne serwisy internetowe: Yahoo, eBay, Amazon uległy zamachom sieciowych terrorystów. Na wiele godzin zatkały je „bomby bitowe” – wywołany przez nieznanych sprawców niekontrolowany napływ informacji. Agresywne hakerstwo to jednak tylko jeden z przejawów walki o tożsamość Internetu.
Choroba wściekłych komputerów (zwana problemem Y2K lub pluskwą milenijną) nie dotknęła świata wraz ze zmianą daty z 1999 na 2000 r. Nie oznacza to jednak, że już można obwieścić zwycięstwo. Następne zagrożenie – ostatni dzień lutego, gdyż nie wszystkie systemy informatyczne pamiętają, że rok 2000 jest rokiem przestępnym.