W zalewie gwiazd znanych z tego, że są znane, istnienie Ireny Kwiatkowskiej jest dowodem na to, że prawdziwa kariera się nie przedawnia i nie dewaluuje. 96-letnią aktorkę obejrzymy w filmie „Jeszcze nie wieczór”.
Na nasze ekrany wchodzi film „Borat”, który stał się słynny jeszcze przed swoją amerykańską premierą. Jego bohater, fikcyjny dziennikarz telewizyjny z Kazachstanu, przyjeżdża do Stanów, by nakręcić o tym kraju reportaż. Film jest wielką kulturową prowokacją, nie tyle z powodu drastycznego obrazu Kazachstanu, co zastanawiającego portretu Ameryki.
Przez ostatnie sezony polski teatr nabrał trochę luzu. Wciąż chce mówić o rzeczywistości, ale szerzej otworzył oczy i zmienił język. Ponure dramaty egzystencjalne zastępuje ostatnio rodzima komedia.
Krajowi satyrycy ponownie nawiązują, rozluźnione nieco w minionych latach, kontakty z publicznością. Dziś żartują przede wszystkim z polityków, czyli z nowych Onych, i wszystkim bardzo się to podoba. Oczywiście z wyjątkiem samych obśmiewanych.
Liczba ludzi uzależnionych od oglądania starych peerelowskich komedii to liczba ciemna i wielka. Czego oni w tych utworach szukają? Czy namiętne obcowanie z filmami Barei, Piwowskiego, Machulskiego, Chmielewskiego, Gruzy to świadectwo przytępienia wrażliwości, czy raczej osobliwego wyrafinowania?
Rozmowa z Markiem Kondratem
Pewna stacja telewizyjna zorganizowała ostatnio ciekawy konkurs audiotele. Chodziło o rozstrzygnięcie, czy sitcom to: 1) rodzaj sitka, 2) serial komediowy, czy może 3) model krzesła. Właściwa odpowiedź powinna brzmieć: sitcom to serial komediowy dla leniwych. Nawet śmiać się nie trzeba. Kto chce, może wtórować rechotowi nagranemu na taśmę.