W XIX w. car sprowadził na Mazowsze rosyjskich kolonistów. Mieli krzewić rodzimą kulturę i zruszczać okoliczną ludność. Zamiast tego Rosjanie sami się spolonizowali.
Dzisiejsza fala dokumentów o kolonizowanych ludach to cała panorama historycznych opresji: traktowanie ludzi jak zwierząt, odbieranie im ciał przodków, morderstwa czy gwałty w imię religii i cywilizacji.
Największymi instytucjami świata wstrząsają skandale. Podkopują przekonanie o ich uczciwości oraz bezpieczeństwie. I podsycają debatę o dekolonizacji dóbr kultury.
W marokańskiej Casablance w początkach lat 20. francuskie władze stworzyły zamkniętą dzielnicę przeznaczoną do rozrywki seksualnej. Nie sprzedawała ona tylko usług seksualnych, ale i fantazję o Wschodzie. Szukali tu wrażeń turyści z Europy.
Z nazw zwierząt i roślin – w imię dekolonizacji – wyrzuca się nazwiska rasistów, zwraca okazy muzealne krajom, w których zostały zrabowane, a nawet przyznaje się wiedzy rdzennej status równy naukom przyrodniczym. Nie bez kontrowersji.
Wydana wreszcie po polsku książka „Już nie żyjesz” Svena Lindqvista prowadzi nas przez labirynt historii wojny, rasizmu, pychy i kolonializmu niczym przez swoiste Muzeum Europy.
Zohydzanie ludziom ich rdzennej mowy oznacza krzywdę. A wciąż to robimy – mówi działająca na rzecz języków mniejszościowych prof. Justyna Olko.
Kolonializm ekspandował na zewnątrz i do wewnątrz, a Rosja świadomie i w cyniczny sposób tą kartą gra. Podwójnie: wykorzystując poczucie krzywdy swoich byłych kolonii i romantyzując obraz ojczyzny.
Pacyficzne państwa będą pierwszymi, które zaleją podnoszące się wody oceanów, więc szukają sposobu na przetrwanie. Plany Tuvalu to przy tym bezprecedensowy eksperyment społeczny, polityczny i prawny.
Po 114 latach ofiary pierwszego niemieckiego ludobójstwa wciąż nie mogą doczekać się reparacji, a Niemcy unikają tego słowa jak ognia. Pouczająca historia dla polskich władz domagających się od Berlina wojennych odszkodowań.