Pod nieobecność Agnieszki Holland, z którą gdyński festiwal się solidaryzował, nagrodzono autorskie filmy w różnych kostiumach mówiące o współczesności. W Gdyni widać było, że nie da się już widzom wciskać propagandowego kiczu.
Mieliśmy mieć kino historyczne, któremu Hollywood padnie u stóp. Na razie jest tylko długa historia politycznych zabiegów, rodzinnych interesów, nowych karier, starć personalnych i zmarnowanych pieniędzy.
Sierpień to dla Polaków szczególna pora. Pierwszy dzień miesiąca przypomina heroiczną klęskę, ale dalej mamy wielkie zwycięstwa: w Bitwie Warszawskiej 1920 r. i w Gdańsku w 1980 r. W przerwach uprawiamy wojnę polsko-polską.
Rząd chce kręcić filmowe superprodukcje, które mają rozsławić na świecie Polskę i pokazać od słusznej strony jej historię. Ciekawy pomysł, tylko że odnosi się do wizji kultury, której już nie ma.
Do publicznego dyskursu nieoczekiwanie powraca marksistowska terminologia. Można usłyszeć, że nowe władze, nim zajmą się reformami gospodarczymi, pomajstrują w nadbudowie, ponieważ to prostsze i łatwiejsze. Z jakim skutkiem?
Robert Gliński zdjął bohaterów „Kamieni na szaniec” z pomnika, pokazał, że byli inteligentni, dowcipni i niekoniecznie marzyli o tym, by iść „na śmierć po kolei”.