Obywatele Korei Płd. potwierdzili przedwyborcze sondaże i wybrali sobie na prezydenta centrolewicowego liberała, który – sporo na to wskazuje – będzie dążył do zbliżenia z komunistyczną i wrogą Koreą Płn.
Wiosenne nawroty kryzysu koreańskiego to cykliczny blef Kim Dzong Una. Sytuacja zmieniła się o tyle, że teraz w Ameryce rządzi Donald Trump.
Jeśli jest marzec, to na Półwyspie Koreańskim pachnie wojną. Napięcie między dwoma zwaśnionymi państwami koreańskimi podwyższa się za sprawą corocznych wspólnych ćwiczeń wojsk Korei Południowej i USA.
Przyrodni brat Kim Dzong Una zginął na skutek zatrucia silnym gazem bojowym.
Ci, którzy liczyli, że Kim Dzong Un będzie władcą liberalnym, bardzo się mylili.
To tylko przedstawienie, wojny z tego nie będzie, a Kim Dzong Un tylko sprawia wrażenie pucułowatego wariata, grającego główną rolę w tragicznej komedii.
W Korei Płn. nikt nie zna dnia ani godziny, czystki w partii odbywają się regularnie, jednak rzadko sięgają aż takich szczebli. Z siodła zrzucony został właśnie nr 2 reżimu i wuj satrapy Kim Dżong Una.
Kim Dzong Un, dyktator Korei Płn. postawił przed plutonem egzekucyjnym swoją byłą partnerkę. Razem z nią zginęło jeszcze 11 osób, wszyscy byli artystami estradowymi.
Wymuszona sukcesja trwa w Korei Północnej. Władzę stara się tam przejąć dwudziestoparoletni Kim Dzong Un, syn zmarłego w grudniu satrapy Kim Dzong Ila.
Przejmie od ojca ster absolutnej władzy w KRLD.